W tym roku mija 230. rocznica drugiego rozbioru Rzeczypospolitej. Podobnie jak rozbiór pierwszy a później trzeci, nie wzbudził on przesadnej reakcji innych europejskich stolic. Efektem tej politycznej rozbiorowej zbrodni stał się fakt, że zaborcze państwa stały się agresywnymi potęgami, za co Europa już wkrótce zapłaciła krwawymi wojnami. Dziś klęska Ukrainy także zachwiałaby kontynentalną równowagą, czego wyraźnie nie rozumieją niektórzy europejscy politycy.
Arkadiusz Bińczyk
ekspert medialny i popularyzator historii, współautor książek „Poczet Przedsiębiorców Polskich. Od Piastów do 1939 roku” i „Świat Szlachty Polskiej. Dzieje ludzi i rodzin”.
Wedle pewnej anegdoty, profesora historii studenci zapytali, czy to dobrze, że Jan III Sobiecki pobił Turków pod Wiedniem, skoro później Habsburgowie brali udział w rozbiorach. „Bardzo dobrze, bo gdyby ich nie pobił na cudzej ziemi, to pustoszyliby naszą” – odpowiedział profesor. Anegdota ta ilustruje sytuację, w której ukraińska armia, broniąc się przed agresją Rosji, broni skutecznie całą Europę.
Rzeczpospolita Obojga Narodów pozostała sama w obliczu agresji Rosji, Prus i monarchii Habsburgów.
Postawa ówczesnej Francji czy Anglii okazała niezwykle krótkowzroczna. Już przy pierwszym rozbiorze Stanisław August bezskutecznie zwracał się do Francji o pomoc i wsparcie w walce przeciw dziejącemu się bezprawiu. Choć trzeba przyznać, że Rzeczypospolitej nie służyła nasilona propaganda (dziś napisalibyśmy czarny PR) Prus i Rosji, prezentująca Polaków jako szaleńców, czemu niestety sprzyjali niektórzy luminarze epoki Oświecenia, wspomagani złotem przez zaborców. To przecież do carycy Katarzyny Wolter modlił się słowami: „Ciebie, Katarzyno chwalimy, ciebie, o pani, wyznajemy”.
A konsekwencje? 18 stycznia 1701 r. książę-elektor Fryderyk III ogłosił powstanie królestwa Prus. W 1772 r. Prusy doprowadziły do pierwszego rozbioru Polski, a już 18 stycznia 1871 r., w sali lustrzanej Wersalu, po zwycięskiej wojnie z Napoleonem III „żelazny kanclerz” Niemiec Otto von Bismarck upokorzył Francje i proklamował powstanie Cesarstwa Niemieckiego. Podczas I wojny światowej zginęło lub zostało rannych ponad 6 mln Francuzów. Podczas II wojny światowej kolejny raz upokorzona Francja podpisała kapitulację w odnalezionym przez hitlerowców wagonie z Compiègne – tym samym, w którym cesarskie Niemcy podpisały swoją kapitulację podczas I wojny.
A jak jest dzisiaj? Prezydentowi Francji Emmanuelowi Macronowi dość dużo czasu zajęło zrozumienie, że dzwonienie do Putina jest stratą czasu i dowartościowywaniem kremlowskiego satrapy. Kanclerzowi Olafowi Scholzowi sporo czasu zajęło uruchomienie jakiejkolwiek faktycznej, a nie deklaratywnej pomocy Ukrainie. Jest też kwestia sojuszniczej lojalności. Przyjęło się uważać za oczywistość obecność amerykańskich wojsk w Europie. Ta obecność pozwoliła większości europejskich państw oszczędzać na zbrojeniach. Wydawałoby się, że sojusznicza lojalność nakazywałaby szanować też interesy Waszyngtonu. Niestety obaj przywódcy snują mgliste wizje a to „europejskiej autonomii strategicznej”, a to o „europejskiej armii”.
Ta krótkowzroczność i brak lojalności przypominają czasy rozbiorów oraz nakazują z obawą patrzeć w przyszłość, bo amerykańscy wyborcy mogą dojść do wniosku, że nie opłaca się im osłaniać całej Europy. Pocieszeniem może być fakt, że w odróżnieniu od XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej, polska armia nasyca się uzbrojeniem i że mamy bardzo dobre dwustronne relacje z Waszyngtonem. My doskonale rozumiemy, dlaczego Ukraina nie może podzielić naszego rozbiorowego losu.
Arkadiusz Bińczyk, ekspert medialny i popularyzator historii, współautor książek „Poczet Przedsiębiorców Polskich. Od Piastów do 1939 roku” i „Świat Szlachty Polskiej. Dzieje ludzi i rodzin”.