Czy prawnicy mają poczucie humoru? Czy z prawników można żartować? Mec. Jacek Dubois rozmawia z Tomaszem Koneckim i Robertem Górskim.
Mec. Jacek Dubois: Jak nasz zawód jest postrzegany przez tych, którzy żyją ze śmiechu?
Robert Górski: Jesteście przedstawicielami zawodu, którego moi znajomi unikają. Przynajmniej kontaktu z wami, chociaż są do niego zmuszeni, bo praca artysty polega na tym, że po jakimś czasie trzeba się rozwieść. Jest ona wystarczająco intensywna i dzieje się w tak wielu różnych miejscach, że nie ma czasu na dom. Dlatego wszyscy tam są z grubsza po drugim okrążeniu. Jednak szczerze mówiąc, nie przypominam sobie kawałów o prawnikach. Ale o policjantach już tak.
Pana ulubiony bohater, pan Prezes, z natury swojej nienawidzi prawników. Czy Pan literat w życiu prywatnym też ma odrazę do tego zawodu?
R.G.: Grup zawodowych, których nie lubi Prezes, jest dużo więcej i co chwila dowiadujemy się o kolejnej. Osobiście nic do prawników nie mam, natomiast nigdy nie szukałem specjalnie ich towarzystwa. Zawsze wydawali mi się ludźmi, dopóki Pana nie poznałem, bardzo sztywnymi, schowanymi w pewnej konwencji, bojącymi się zażartować albo nierozumiejącymi żartów. To nie jest grupa, w której szukałem znajomych.
Po naszej rozmowie możliwe, że wszyscy będą chcieli Pana pozwać.
R.G.: Poznać czy pozwać?
Pozwać.
R.G.: Dlatego zawsze unikałem garniturów. Wszystko, co jest w garniturze, jest jakoś sztywne. Ale to nie jest tak, że odrzucam z zasady jakąś grupę. Jestem przeciwieństwem prawdziwego Prezesa. Lubię ludzi. Daję im szansę jedną, drugą, trzecią i nikogo nie wykluczam. Nie dzielę ludzi, więc jestem zupełnie antytezą Prezesa.
Na Pana, Panie reżyserze, mam duże skargi środowiskowe, bo sztab prawników po przejrzeniu Pana filmów stwierdził, że na próżno szukać w nich prawników. To dyskryminujące. Jest planowany pozew. W związku z tym ma Pan ostatni moment, żeby się wytłumaczyć.
Tomasz Konecki: Wszyscy delikatnie i podświadomie unikają środowiska prawników. A unikają, bo ich wiedza na ten temat jest minimalna. Dopiero czytanie Pana felietonów mówi mi, ile wesołych rzeczy można wycisnąć z tego środowiska, ile komedii można wyłowić z tego. Więc to nie jest sprawa lubienia czy nielubienia garniturów.
W takim razie, czy myśli Pan jednak o nakręceniu filmu o prawnikach po naszej rozmowie? I co to miałoby być?
T.K.: Z Pana felietonów można żywcem wyjąć bohaterów, z których da się wykrzesać bardzo dobrą komedię o środowisku prawniczym i sędziowskim. Ludzie niewiele wiedzą o kulturze polskiej sprawiedliwości.
Po części nie dziwię się, bo prawnicy mało piszą o sobie, co wymusza tajemnica adwokacka. Więc jeżeli prawnicy nie mogą pisać, a wy nie chcecie kręcić filmów o prawnikach, to mamy patową sytuację.
R.G.: Ale o księżach powstają skecze, powstają też komedie.
Dlatego księża was nie pozywają, a my będziemy musieli.
R.G.: Przypomniała mi się świetna rzecz. Kiedy robiłem „Ucho Prezesa”, to pojawiła się tam postać ministra sprawiedliwości, który wtedy niestety też nim był, bo jest bardzo długo. I ta postać była dla mnie tak odpychająca, że pomyślałem sobie, że wszyscy mówią, że ocieplam tego prezesa, to chociaż tego człowieka nie ocieplę.
Brakowało mi w „Uchu” ministra Ziobry, ale przecież byłaby to postać śmieszniejsza od Prezesa i mogłaby zostać zachwiana pewna równowaga.
R.G.: Nie widziałem w nim bohatera odcinka. I już się tam nie pojawi.
Panie literacie, wydaje mi się, że pierwsze koty za płoty i udało się nam przezwyciężyć Pana lęk przed prawnikami. Więc jak już Pan na nas tak cieplej patrzy, to czy prawnicy są jakimś dobrym potencjałem do kabaretu, Pana zdaniem?
R.G.: Patrzę na prawników przez Pana pryzmat. A Pan zajmuje się również literaturą, więc jest Pan niekonwencjonalnym prawnikiem. Dlatego udało nam się znaleźć wspólny język.
Ale ja nie jestem wyjątkiem. Był u mnie Piotr Siemion, przyniósł swoją książkę „Bella, ciao”, fantastyczną. Także jest nas już przynajmniej dwóch. A słyszałem też o trzecim. Czy my mamy potencjał filmowy? Czy jest to materia, którą można ulepić?
T.K.: Można ulepić. Dlatego, że każdy film szuka bardzo wyrazistych bohaterów. No i z prawnika można zrobić antybohatera. Kompletnego, wyrachowanego. W obecnych czasach jest to coś zupełnie innego, niż opisuje Pan w felietonach, wspominając czasy komuny, kiedy prawnicy nawet za darmo pomagali polskim opozycjonistom. To był zupełnie inny czas.
Ale to trwa. Zorientowałem się ostatnio, że prawnicy w mojej kancelarii nie wystawiają rachunków, bo są bardzo zajęci. Więc nadal jest to praktyka pro bono.
R.G.: Myślę sobie, że prawnicy są ciekawymi postaciami. Znam ich oficjalny wizerunek, garniturowy. A co wy tam robicie po pracy? Domyślam się, że nie zawsze są to rzeczy prawidłowe czy takie, które są zgodne z waszym wizerunkiem. Prawdopodobnie macie dużo za uszami i to jest ciekawe.
Ale wiemy, jak to ukryć, bo jesteśmy prawnikami.
R.G.: Więc nasze zadanie polega na tym, jak to odkryć.
T.K.: Antybohater prawnik byłby tym, kogo polski naród by pokochał.
Jaki ten prawnik jako antybohater powinien być? Kokaina, dziewczyny, wóda? Niechodzenie do sądu?
T.K.: Wyrachowanie, swoje interesy kosztem interesu klienta, który do niego przychodzi. Klienta trzeba kochać. Widzowie muszą kochać klienta, żeby jeszcze bardziej znienawidzić tego prawnika.
Czyli taki trochę z Dickensa? To były dobre czasy, kiedy za długi wsadzało się do więzienia i oni naprawdę tych prawników nienawidzili.
R.G.: Wydaje mi się, że prawnik ma w sobie coś z postaci biskupa, który mówi ludziom, jak mają żyć. A jednocześnie drogowskaz nie musi iść w tę stronę, którą wskazuje. I wydaje mi się, że niemal każdy biskup tak robi. On tylko wskazuje. Ale ma ciekawszy kostium.
My właściwie nie mamy nic z biskupa, bo nie tworzymy moralitetów. Jesteśmy raczej za tym, żeby tłumaczyć słabości. Ileż ja wygłosiłem przemów, tłumacząc, dlaczego mój klient, mając dwa promile alkoholu, jadąc za kierownicą, tak w zasadzie nie sprzeniewierzył się prawu. Opowiadałem o historiach, że bójka towarzyska w żaden sposób nie zakłóca pracy sklepu. Zatem staramy się być czuli dla ludzkich słabości, a nie ludzi dyskredytować czy oskarżać.
R.G.: Ale z pewnością macie ogromny potencjał do pisania, do tworzenia historii. Macie tyle znakomitych opowieści w głowie, że jesteście też dowodem na to, że życie pisze najlepsze scenariusze.
Opracowała Beata Tomczyk
Ciąg dalszy rozmowy w formacie wideo na www.fmc27news.pl