Advertisement

Dubois i Wspólnicy Trzy dekady zaufania i zmian

Prawo to gra zespołowa – o etyce, AI i sile adwokata z mecenasem Jackiem Dubois przy okazji 30-lecia założenia jego kancelarii, rozmawiała Katarzyna Mazur.

Okazją do naszej rozmowy jest 30. rocznica założenia przez Pana kancelarii. Trzy dekady to niemało. Jak wyglądały początki?

To rzeczywiście sporo. Żeby jednak opowiedzieć tę historię, trzeba cofnąć się o jeszcze pięć lat wstecz. To był czas narodzin demokratycznej Polski, wolnego rynku, ekspansji zagranicznych firm do kraju. Rynek prawniczy był na to zupełnie nieprzygotowany. Adwokaci wykształceni w zespołach adwokackich, obsługujący głównie osoby fizyczne, nie byli gotowi na wejście dużych korporacji.

W 1990 r. powstała firma Lawyer Service, założona przez mecenas Krystynę Pociej-Gościmską i mojego ojca, mecenasa Macieja Dubois. To była jedna z pierwszych kancelarii w Polsce, która nastawiła się na obsługę kapitału zagranicznego. Tam zdobywałem doświadczenie, przygotowywałem się do zawodu.

W 1995 r. wspólnie z moim przyjacielem mecenasem Aleksandrem Pociejem postanowiliśmy pójść własną drogą i założyliśmy kancelarię Pociej & Dubois. Zaczynaliśmy skromnie – dwóch adwokatów, sekretarka, jeden aplikant i ogromna niepewność co do przyszłości. Wkrótce, we wrześniu 1996 r., do zespołu dołączyła mecenas Elżbieta Kosińska-Kozak.

Rynek był wtedy bardzo zmienny. Szybko jednak okazało się, że zapotrzebowanie na młodych prawników gotowych uczyć się prawa gospodarczego było ogromne. Duże firmy powoli wchodziły do Polski, a zachodnie kancelarie dopiero się temu rynkowi przyglądały. Zaczęliśmy więc od podstaw, ale zapotrzebowanie sprawiło, że szybko się rozrastaliśmy.

Dziś, po 30 latach, jesteśmy zupełnie gdzie indziej – mamy prawie 60 prawników, tradycję i renomę. Udało nam się przetrwać, choć wiele kancelarii w tym czasie powstawało i szybko znikało. Myślę, że stworzyliśmy jedną z najtrwalszych i najlepiej rozpoznawalnych polskich marek w branży prawniczej.

Wspomniał Pan, że kancelarię zakładał Pan z przyjacielem. Jak wygląda współpraca prawników? Czy potraficie działać razem, nie tylko konkurować?

Różnie. Przyjaźnie mogą się scementować albo zakończyć trudnym „rozwodem”. Widziałem wiele kancelarii, gdzie bliskie relacje nie przetrwały próby czasu.

My byliśmy w uprzywilejowanej sytuacji – znałem Aleksandra Pocieja od dziecka, woziłem go w wózku. Nasza przyjaźń pogłębiła się dzięki wspólnej pracy, która trwała 17 lat. Aż przyszedł moment pokusy – dla Aleksandra była nią polityka. W 2011 r. został senatorem. Dla mnie było to nowe wyzwanie – dalsze prowadzenie kancelarii w zmienionej formule. Ale udało się.

Kancelaria zmieniła nazwę na Dubois i Wspólnicy. Do zespołu dołączyli nowi partnerzy – nasi wychowankowie Elżbieta Buczek i Szymon Chmielewski. Ten zastrzyk młodej krwi był bardzo cenny. Zaczęliśmy działać w nowych obszarach: sprawach karnoskarbowych, administracyjnych i gospodarczych.

Prawo to ogromny świat, pełny specjalizacji. Czasem mam wrażenie, że rozmawiamy jak przedstawiciele różnych planet – ja jestem karnistą, a moi koledzy zajmują się bankowością czy własnością intelektualną. Jednak właśnie to zderzenie różnych światów bywa fascynujące.

Czy przekazywanie sterów młodszemu pokoleniu przychodzi Panu z łatwością? Czy nie ma Pan potrzeby trzymania wszystkiego pod kontrolą?

Patrzę na to z radością – jak ojciec, który widzi, że jego dzieci dorastają. Wielu z tych młodszych prawników pracowało z nami już na studiach, podczas aplikacji. To nasi wychowankowie. Jak ojciec może nie cieszyć się z ich sukcesu?

Oczywiście jest też walka o to, żeby nie zostać zupełnie wypchniętym z tego, co się stworzyło. Cieszy mnie jednak, że to, co zaczęliśmy budować, rozwija się dalej. Nie ma między nami rywalizacji. Prawo to gra zespołowa. Kiedyś w filmach sądowych był ten samotny adwokat walczący z systemem – dziś tak się już nie pracuje. Dziś wygrywa zespół.

Nawet jeśli to ja, z siwymi włosami, wygłaszam końcową mowę, to przecież podsumowuję pracę wielu osób.

Jest Pan liderem i twarzą kancelarii. Jak fakt, że podejmuje Pan trudne i medialne sprawy, wpływa na wizerunek całej firmy?

Każda kancelaria ma swój znak rozpoznawczy. My od początku lat 90. byliśmy prawnikami sądowymi, ale wtedy środowisko adwokackie kompletnie nie umiało współpracować z mediami.

Zrozumieliśmy, że istnieją dwa rodzaje sporów – sądowy i ten przed opinią publiczną. Trzeba umieć działać w obu. Nawet jeśli wygramy przed sądem, to przegrana w oczach opinii publicznej może zniszczyć klienta – jego reputację, karierę.

Dlatego naszą specjalnością stały się sprawy kryzysowe i wizerunkowe. W takich przypadkach często współpracujemy z firmami PR-owymi. Przez te 30 lat przewinęło się mnóstwo głośnych spraw.

Każdy prawnik jest inny. Ja i mój zespół lubimy ostrą walkę – także medialną. Są też u nas prawnicy gabinetowi specjalizujący się w kontraktach. Stworzyliśmy solidne zaplecze do obsługi firm, sporów sądowych i tego, co ja prowadzę do dziś – obrony w kryzysie, wizerunkowej i karnej.

Jak pogodzić obronę klienta o wątpliwej reputacji z własnym systemem wartości?

Bardzo prosto – trzeba trzymać się zasad. Działamy zgodnie z prawem, jesteśmy gwarancją konstytucyjnego prawa do obrony. Każdy, niezależnie od zarzutów, ma prawo do uczciwego procesu.

Jeśli ten proces nie ma obrońcy, nie jest uczciwy. Staje się inkwizycyjny. Wtedy, nawet jeśli zapadnie wyrok skazujący, zawsze ktoś będzie mówił, że „skazano niewinnego”.

My bronimy człowieka, nie czynu. Naszym zadaniem jest znaleźć wszystkie argumenty, które działają na jego korzyść. Wygrana to nie zawsze uniewinnienie – czasem to zmiana kwalifikacji czynu, czasem łagodniejszy wyrok.

Jak przez 30 lat zmieniło się postrzeganie roli prawnika?

Dziś każdy przedsiębiorca wie, że wejście do sądu bez prawnika to jak misja samobójcza. Dziedziny prawa są tak wyspecjalizowane, że nawet jeden prawnik nie ogarnie wszystkiego.

Widziałem tysiące spraw, gdzie ludzie działali „na własną rękę” i potem tego żałowali. Dziś pomoc prawnika to nie luksus, tylko konieczność. To dotyczy zarówno kontraktów, jak i spraw karnych, przesłuchań, sytuacji kryzysowych.

Czy są sprawy, które szczególnie zapadły Panu w pamięć?

Było ich wiele. Trudno wybrać jedną – to jak zapytać artystę, który film lub piosenka jest jego ulubioną.

Pamiętam m.in. „wojnę futbolową” z 1997 r., gdy Ministerstwo Sportu chciało przejąć PZPN. Pamiętam sprawę Beaty Sawickiej, która zmieniła sposób postrzegania prowokacji w prawie. Sprawy dotyczące niezawisłości sędziowskiej, jak obrona sędziego Tulei.

Były też sprawy o zabójstwo, gdzie każdy błąd mógł kosztować życie ludzkie. Jeszcze w latach 80., gdy kara śmierci była realna. To są doświadczenia, które zostają na zawsze.

Anegdoty? Sala sądowa też czasem bywa zabawna.

Oj, bywa. Kiedyś w Węgrowie czekałem pod salą rozpraw, w todze. Nagle z sali wypadł mężczyzna z wielkim magnetofonem, za nim pędził sędzia, krzycząc „łapać go!”. Okazało się, że nagrywał rozprawę – czuł się skrzywdzony i chciał mieć dowód. Gdy zmieniał kasetę, sędzia się zorientował i chciał „usunąć” ten materiał.

To oczywiście wyjątek – większość spraw to dramaty, ale czasem uśmiech w sądzie też się zdarza.

Na koniec – co dalej? Jaka przyszłość przed zawodem prawnika?

To bardzo trudne pytanie. Jesteśmy w momencie, gdy zawody prawnicze – jak wszystkie inne – czują oddech sztucznej inteligencji na plecach.

AI potrafi przeczytać akty prawne w kilka sekund, co człowiekowi zajmuje dni. Pytanie, kto będzie skuteczniejszy – człowiek czy maszyna?

To ogromne wyzwanie, ale też szansa. Potrzebujemy etycznych norm, które pozwolą korzystać z AI jako narzędzia, nie zagrożenia. Ona może pomóc, ale nie zastąpi ludzkiego rozsądku, intuicji, duszy.

Prawo musi też nadążać za zmianami cywilizacyjnymi. Dziś jest wciąż zbyt wolne. Musimy odzyskać autorytet prawa i nie dać się zaskakiwać przyszłości.

Całą rozmowę z mecenasem Jackiem Dubois można obejrzeć na kanale YT telewizji FMC27News

Najnowsze

Catalyst nie zawiódł od ponad dwóch i pół roku

Już bez mała 11 kwartałów giełdowi emitenci obligacji korporacyjnych nienagannie spłacają swoje zadłużenie. Wyliczany przez Obligacje.pl wskaźnik niespłaconych papierów dłużnych...

Wypalenie zawodowe i depresja wśród zarządzających

Liderzy mają być odporni, silni, niewzruszeni. To przecież oni mają prowadzić zespół, podejmować najważniejsze decyzje i zachowywać zimną krew....

Stabilność ważniejsza niż benefity

W świecie pełnym zmian, niepewności i rosnących oczekiwań pracowników skuteczna motywacja nie sprowadza się już tylko do pieniędzy.  Co w obecnych realiach stanowi...

Nie tylko nowoczesny design i prestiżowy adres

Jeszcze kilka lat temu wyznacznikiem idealnego biura były przede wszystkim jego metraż, wystrój czy prestiżowa lokalizacja. Dziś, w erze...

Panoramy – lifestyle

Spadek liczby samobójstw w Polsce W 2024 r. po raz pierwszy od lat liczba samobójstw w Polsce spadła – o 7 proc. ogółem i aż o 12 proc....