Z Robertem Gwiazdowskim, prawnikiem, ekonomistą, wykładowcą akademickim, rozmawia Kazimierz Krupa.
Dla gospodarki na tym etapie rozwoju, który my teraz mamy, udział inwestycji w PKB powinien oscylować pomiędzy 20 a 25 proc. Przez lata jednak obowiązywała doktryna, oficjalnie sformułowana przez premier Beatę Szydło, że kraj może się rozwijać bez inwestycji, że wystarczy konsumpcja. Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale to zostało tak sformułowane. I na bazie tej doktryny inwestycje spadły poniżej 17 proc. Teraz mamy przełom.
17,5.
Powiedzmy, ok. 18 i mamy przełom. Średnia dla Unii Europejskiej to ok. 22 proc. My mamy 700 mld, które jako liczba rzeczywiście brzmi dobrze.
Kiedy mówisz do osób, które siedzą przed telewizorami – do normalnych widzów, słuchaczy, to kiedy oni słyszą 650 mld, 700 mld, zastanawiają się, ile to ma zer. Ja się natomiast zastanawiam nad jednym – czy premier Donald Tusk użyłby określenia przełomu, mówiąc o 650 mld zł, gdyby wiedział, że rok poprzedni to było 630 mld zł? Pewnie nie wiedział.
Rodzi się podejrzenie, że to było włączenie się w kampanię Trzaskowskiego.
Hasło „przełom” jest pewnego rodzaju poszlaką, że tak właśnie było. Bo na czym ma polegać przełom w tym roku, skoro go nie było w tamtym? Przełom powinien nastąpić, kiedy powstał nowy rząd. Teraz będziemy mieli przełom jak Trzaskowski wygra wybory – będzie podpisywał Tuskowi to, co Duda podpisywał Kaczyńskiemu. Ale czy to rzeczywiście będzie przełom? Wszystko zależy od tego, jakie to będą ustawy. Jeżeli Brzoska przygotuje dobre ustawy i Trzaskowski je szybko podpisze, to rzeczywiście może się coś zmienić. Problem polega na tym, że w kolejce czeka więcej ustaw dotyczących rzeczy, które nie dotyczą gospodarki, dotyczą na przykład zemsty starych sędziów nad nowymi. No i tak się w tym kociołku kręcimy.
Czy u nas możliwe jest osiągnięcie udziału inwestycji w PKB na poziomie 22 proc.?
Myślę, że jest możliwe. Tylko powstaje pytanie, w co my będziemy inwestować, nie ile. Dużo i głupio? W związku z powyższym czasami lepiej jest inwestować mniej, a mądrze. Oczywiście najlepiej jest inwestować optymalnie, czyli ten poziom powyżej 20 proc. Tyle by wystarczyło, pod warunkiem że będzie mądrze.
Zdaje Pan sobie sprawę z tego, że polska gospodarka jest niewyobrażalnie niedoinwestowana. U nas się bardzo dużo mówi o wydajności, pojmując ją jako szybkość biegania z taczką.
Biegają tak, że nie mają czasu tych taczek załadować.
Taki jest efekt. Ale wydaje się, że w Europie mówi się o produktywności pracy, a nie szybkości biegania z taczką. Dlaczego mamy tak dalece niższą produktywność pracy od krajów rozwiniętych przez jej technicyzację?
Jak pisał Karol Marks, wykonujemy pracę użyteczną społecznie oraz tę całkowicie nieużyteczną. Choć w gruncie rzeczy ona jest użyteczna, bo polega na tym, że musimy usuwać różne kłody spod nóg, które rzucają nam np. różnego rodzaju urzędnicy. Zatem im więcej czasu poświęcamy na usuwanie tych kłód, a jak się nie da ich usunąć, to mamy wspinanie się po nich, tym mniej czasu mamy na pracę wprost użyteczną społecznie, niestety.