Najbogatszy człowiek świata dzięki restrukturyzacji i zmianom Twittera stanie się jeszcze bardziej bogaty i wpływowy.
„Najpierw trzęsienie ziemi, a później napięcie stopniowo rośnie” – dla genialnego reżysera Alfreda Hitchcocka to była metoda na tworzenie interesujących filmów. Dla do niedawna najbogatszego człowieka świata Elona Muska to sposób na zarządzanie firmami. Gdy w październiku 2022 r. przejął aplikację Twitter, która służy do wymiany szybkich komentarzy lub informacji politykom, dziennikarzom, biznesmenom, naukowcom, gwiazdom itp. Właśnie zaczął robić to samo. Zaczął od zwalniania ludzi i mówienia, że firma może zbankrutować. Dość odważne jak na człowieka, który kupił ją za 44 mld dolarów (prawie 200 mld zł, czyli jedna trzecia dochodów budżetu Polski). Jednak w szaleństwach Muska jest plan. Taki sam jak zrealizował w Tesli, fabryce elektrycznych aut, która uczyniła z niego najbogatszego człowieka świata. W listopadzie 2021 r. był wyceniany na ok. 340 mld dolarów. Obecnie tylko na około 140 mld dolarów i spadł na drugie miejsce w rankingu globalnych miliarderów za Bernarda Arnaulta, francuskiego potentata, stojącego na czele koncernu luksusowych marek LVMH (Louis Vuitton Moët Hennessy -należą do niego takie marki jak Louis Vuitton, Givenchy, Dior, Guerlain czy Sephora).
Powtórka z rozrywki
Także w Tesla Elon Musk spał w biurze. Zwalniał nie tylko szeregowych pracowników, ale także najważniejszych dyrektorów. Publicznie skarżył się, że firma jest na skraju bankructwa. Miało to miejsce nieco ponad cztery lata temu w 2018 r. „To było wyniszczające” – wspominał Musk po latach. „Były takie sytuacje, gdy nie opuszczałem fabryki przez trzy lub cztery dni pod rząd” – dodawał.
Musk nazywał to, co uczynił w Tesli „produkcyjnym piekłem”. To samo zaczął teraz robić w Twitterze. To planowe wywoływanie kryzysu w firmie. Chaosu, który pozwala geniuszowi przejąć stery i wyprowadzić firmę na prostą. Ta technika to prywatny wynalazek Muska, który z powodzeniem zastosował w Tesli, a wcześniej w SpaceX, firmie, która jako pierwszy prywatny podmiot pracuje nad tym, aby podbić kosmos. Na razie zaś, już z kosmosu dostarcza na ziemię internet (między innymi ukraińskim żołnierzom, którzy walczą z Rosjanami dzięki właśnie urządzeniom korzystającym z internetu od Muska). „Szokowa terapia” Muska, pozwala dzięki wywołaniu paniki wśród pracowników zmusić ich do odłożenia na bok życia prywatnego (rodziny i przyjaciół) i poświęcenia całej energii na ratowanie firmy.
W Twitterze zrobił to samo. W ciągu kilku tygodni po przejęciu kierowania firmą dosłownie wywrócił ją do góry nogami. Zwolnił około połowy z 7,5 tys. pracowników. Przyjął rezygnację ok. 1,2 tys. osób. Ogłosił, że będzie spał w biurze, dopóki nie poprawi się sytuacja i dodał, że firma, czyli Twitter, może tej terapii szokowej nie przetrzymać i zbankrutować. Powiedział, że ci, którzy chcą pracować z nim nad powstawaniem „Twittera 2.0”, muszą zobowiązać się na piśmie, że będą gotowi na wszystkie wyrzeczenia i realizowania jego wizji.
David Deak, który pracował w Tesli w latach 2014-2016 jako kierownik odpowiedzialny za łańcuch dostaw materiałów do akumulatorów ocenił, że Musk po prostu najlepiej pracuje w warunkach, które zagrażają jego egzystencji. To zwolennik teorii, że szybkość nauki pływania jest wprost proporcjonalna do głębokości wody.
„Podobieństwa między podejściem Muska do Twittera a tym, co robił w Tesli i SpaceX są ewidentne” – skomentowała Tammy Madsen, profesor zarządzania na Uniwersytecie Santa Clara. Kluczem do tego, czy Muskowi uda się znaleźć pracowników w branży mediów społecznościowych, którzy podejmą się realizacji jego wizji. To, że udało się to w firmie wysyłającej ludzi w kosmos i tej, której celem było odciągnięcie ludzi od samochodów spalinowych na rzecz elektrycznych, nie oznacza wcale, że uda się w Twitterze.
„W Tesli i SpaceX takie podejście zawsze wiązało się z wysokim ryzykiem i wysoką nagrodą” – tłumaczy Madsen. Wysyłanie ludzi w kosmos czy też produkcja ekologicznych, szybkich aut, to działania dające ogromną satysfakcję, nie tylko finansową. „Praca Muska z Twitterem też wiąże się z dużym ryzykiem, ale pytanie brzmi: jaka będzie nagroda” – dodaje Madsen.
Szantaż bankructwem
Musk mawiał, że SpaceX, jak i Tesla miały ponad 90 procent szans, że „będą warte 0 dolarów”, czyli że splajtują. Twierdził, że w 2017 r. SpaceX będzie musiał przeprowadzać starty rakietowe raz na dwa tygodnie lub splajtuje. Zdaniem byłych dyrektorów z tej firmy (wszyscy mówią anonimowo, obawiając się jego zemsty) Musk uczynił z groźby bankructwa czynnik motywujący. SpaceX wyszedł na prostą, stając się najważniejszym partnerem amerykańskiego rządu w podboju kosmosu. Co nie zmienia faktu, że w 2022 r. Musk wrócił do swojego ulubionego kija, pisząc (na Twitterze, bo gdzieżby indziej), że jeśli „poważna globalna recesja” miałaby uderzyć w źródła finansowe, to bankructwo SpaceX będzie możliwe…„Tylko paranoik przeżyje” – napisał, cytując Andy’ego Grove’a, byłego dyrektora generalnego Intela.
Atmosfera jak na tonącym Titanicu pozwala Muskowi narzucać oszczędności i wprowadzać drastyczne zmiany. Przede wszystkim chodzi o zwolnienia najważniejszych i najwięcej kosztujących menedżerów, a także wyrzucenie kosztów, które nie są niezbędne, chociaż ułatwiają ludziom pracę. A ci, którzy zostają, mają być gotowi tyrać kilkanaście godzin na dobę, jakby walczyli o przeżycie.
Wszystko, co ćwiczył na pracownikach Tesli, ćwiczy teraz na ludziach z Twittera. Ponieważ jest to medium społecznościowe, to po prostu więcej osób zwraca na to uwagę. Zarząd Tesli bał się wówczas, że Musk nie wytrzyma tempa pracy, którą sam sobie narzucił. Tym bardziej że używał środków na sen, bo normalnie już nie był w stanie zasypiać.
Musk robi wrażenie rozkapryszonego dzieciaka. Po tym, jak ogłosił przejęcie Twittera, próbował, wydając dziesiątki milionów dolarów na prawników, wykręcić się z tego zakupu. Otwarcie przyznaje, że jego skłonność do jednoosobowego podejmowania decyzji zwiększa znacznie ryzyko, że będą one błędne.
System zarządzania przez Elona Muska, to tak naprawdę trochę religia, a nie racjonalny podręcznik działań. Wielu menedżerów, którzy przyznają mu, iż jego niekonwencjonalne metody odniosły sukces w Tesli i SpaceX, twierdzi jednocześnie, iż to były w tamtym czasie stosunkowo niewielkie firmy. Musk zaś teraz ćwiczy swoją terapię szokową na wartym 44 mld dolarów gigancie medialnym. Twitter jest po prostu dojrzałą firmą i może terapii szokowej Muska nie przeżyć. Część analityków uważa, że taktyka Muska może się sprawdzać na początkach działania firm, ale nie wtedy, gdy są one już ukształtowane.
Dodatkowo byli pracownicy wysokiego szczebla Tesli i SpaceX mówią otwarcie (aczkolwiek anonimowo), że zaangażowanie Muska w firmę jest może inspirujące, ale ceną za to jest toksyczna atmosfera pracy, kultura strachu i poszukiwania kozła ofiarnego.
Z archiwum Twittera, czyli wojna ze służbami
Musk zrobił też niespotykaną w biznesie rzecz. Ujawnił związki Twittera z amerykańskimi tajnymi służbami. Szczegółowo „spalił” obecność w Twitterze funkcjonariuszy FBI (Federalne Biuro Śledcze, czyli amerykański kontrwywiad odpowiadający także za ściganie przestępstw federalnych i zorganizowanej przestępczości). Dodał, że firma miała podobne relacja z NSA (Krajową Agencją Wywiadowczą) i CIA (Centralną Agencją Wywiadowczą, czyli amerykańskim „cywilnym” wywiadem). Tych jednak nie ujawnił. Musk koncertowo zagrał w taki sposób, aby pokazać, że jak będzie atakowany, to ma możliwość wyciągnięcia konsekwencji.
Pokazał, w jaki sposób amerykańskie FBI atakowało Donalda Trumpa, manipulując przekazem Twittera i jednocześnie chroniło jego rywala Joe Bidena, np. przez ograniczanie zasięgu tzw. afery Hunter Bidena i plików znalezionych w jego laptopie, które kompromitowały syna obecnego prezydenta USA.
Z tego, co ujawnił Musk, wynikało, że za cenzurowanie wpisów o aferze syna Joe Bidena Twitter wziął od FBI pieniądze. Konkretnie nieco ponad 3,4 mln dolarów. Dodatkowo osoby związane z FBI pracowały dla Twittera i współdecydowały o tym, które konta były promowane, a które likwidowano lub ograniczano sztucznie ich zasięgi.
Pracownicy Twittera, którzy podejmowali wówczas decyzje, odrzucają tę „spiskową teorię dziejów”. Stoją na stanowisku, że ograniczenia w dystrybucji afery Huntera Bidena miały na celu uniemożliwienie Rosjanom wpłynięcie na wynik tych wyborów z 2020 r.
Niektórzy eksperci twierdzą, że transfer pieniędzy z FBI do Twittera był związany z płaceniem za usługi, których domagały się służby. Chodziło o dane, które aplikacja społecznościowa ma, zgodnie z amerykańskim prawem, obowiązek dostarczyć służbom. Może jednak żądać zwrotu kosztów.
Wciąż jednak nie tłumaczy to, dlaczego Twitter wystąpił w 2020 r. w roli cenzora gazety „New York Post”, która opublikowała informacje o ukraińskich interesach syna Joe Bidena – Huntera.
Pochodzący z Republiki Południowej Afryki Elon Musk uchodzi za zwolennika Donalda Trumpa. Tuż po przejęciu Twittera przywrócił mu możliwość pisania na serwisie. Trump stracił bowiem konto w 2021 r. za wspieranie ludzi, którzy próbowali w styczniu 2021 r. nie dopuści do inauguracji prezydentury Joe Bidena. Trump nie skorzystał jednak z oferty Muska i nie wrócił do pisania na reaktywowanym przez Elona Muska koncie.
Musk ewidentnie chciał zagrać na nosie elitom od poprawności politycznej, które go nie cierpią i odsądzają od czci i wiary. Już zresztą na początku swoich rządów Musk musiał zmierzyć się z drastycznym ograniczeniem wpływów z reklam Twittera. Firmy tłumaczyły się strachem i niewiedzą, czy polityka absolutnej wolności słowa, którą głosi Musk nie doprowadzi do stworzenia z Twittera jednego wielkiego ścieku nienawiści.
Znawcy problematyki służb specjalnych są zdania, że to, co pokazał Musk, nie było nawet uderzeniem w FBI, a zwykłym „klapsem”. Musk współpracuje z amerykańskim rządem w podboju kosmosu. Nie stać go na prowadzenie wojny z amerykańskimi służbami. Nawet tylko jedną z nich – taką jak FBI, którą można uważać za „najsłabszą” z trzech wymienionych (obok CIA i NSA). Po prostu Musk chciał coś załatwić, więc pokazał, jakich może narobić szkód. Pokazał mechanizm cenzury, którego istnienia wszyscy się spodziewali, ale co innego podejrzewać coś, a co innego mieć dowody w postaci maili pracowników, które kazał ujawnić Musk. I rzeczywiście. Po publikacji materiałów dotyczących FBI w Twitterze przez Muska, sytuacja wokół niego samego jakby się uspokoiła. Musk wygląda w tej rozgrywce jak człowiek, który odpalił dość precyzyjną salwę we wroga i poinformował go, że jego działalność jest widoczna i powinna być zaprzestana.
Wszystkie dzieci Muska
Elon Musk ma dużo dzieci. Pięciu synów z pierwszego małżeństwa i ostatniego syna z bieżącego związku. Równie dużo ma dzieci biznesowych. Dla Muska remont Twittera to praca tylko na jedną trzecią etatu. Pozostaje wciąż dyrektorem naczelnym Tesli oraz SpaceX, w którym – wedle własnych słów – odpowiada bardziej za projektowanie rakiet niż za zarządzanie firmą.
Ma też parę mniejszych firemek i startupów. Taki jak budującą tunele firmę Boring Company, a także bardzo ciekawy i perspektywiczny Neuralink, firmą zajmującą się technologią połączenia mózgu człowieka z komputerem, czyli tworzeniem, a jakże cyborgów. Cel swoich biznesów Musk ogłosił już dawno. Chce dzięki umożliwieniu podróży kosmicznych sprawić, że świadomość ludzka wydostanie się z ziemi i przetrwa jej zagładę.
Musk toczy na obrzeżach walki z materią i zarządzaniem firmami spory z akcjonariuszami Tesli. Sprawa trafiła do sądu. Nie zgadzają się oni bowiem na to, aby Musk otrzymywał wynagrodzenie, które czyni go (do niedawna czyniło) najbogatszym człowiekiem planety. Podczas tego procesu został przez nich oskarżony, że angażując się w Twitter, zaczął zaniedbywać Teslę. Zbił to twierdzenie oświadczeniem, że jego praca dla Twittera miała charakter „tymczasowy”. Jego zdaniem wybuch, który miał rozpocząć reorganizację firmy, już nastąpił, a on wkrótce będzie mógł wycofać się z bieżącego zarządzania tą firmą.