Advertisement

Nie chcę być dla każdego

Z Martą Banaszek, z wykształcenia ekonomistką, z pasji projektantką mody, kobietą, która chce pomagać innym  – nie tylko kobietom, rozmawia Katarzyna Mazur. 

Pracuje Pani na etacie, na odpowiedzialnym stanowisku w dużej instytucji finansowej, równocześnie prowadząc własną działalność – projektuje Pani ubrania, prowadzi warsztaty z wizerunku, a także jest aktywna społecznie. Nie za dużo?

(śmiech) Zależy, jak się na to spojrzy. Owszem, pracuję po kilkanaście godzin na dobę 7 dni w tygodniu, ale mam z tego satysfakcję. Nie powiem, że nie odbywa się to w jakimś stopniu kosztem mojego życia prywatnego i że da się być najlepszą wszędzie, we wszystkim, na każdym polu, ale powiem, że można czerpać z takiej formy aktywności niesamowitą radość. Może nie każdy to zrozumie, ale tak jest w moim przypadku. Pewnie tak może się zadziać tylko wtedy, gdy kocha się to, co się robi – a ja mam taką możliwość.

Jak do tego doszło, że jest Pani dziś zawodowo w takiej obfitości, że tak to ujmę?

Taką drogę wybrałam. Ja nawet nie czuję, że pracuję. Trzy lata temu z moim partnerem wyjechaliśmy do Portugalii. Zachwycił nas biznes prowadzony w jednym z miejsc, które odwiedziliśmy, coś w rodzaju artcafe – połączenie pysznej kuchni, designu, z przemyślaną częścią kreatywną – modową. Nie mieliśmy najmniejszych wątpliwości, że chcemy takie miejsce stworzyć w Polsce. Rok szukaliśmy lokalu, kolejny rok czekaliśmy, aż ten, który nam się spodobał, będzie wolny. Tu nie było żadnych kompromisów – wizja i do celu, aż w końcu się udało! I mamy to. Nowe miejsce dodało mi jeszcze nowej siły, wiary w to, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wiem, że ciekawi świata ludzie przyciągają kolejnych, że dobra energia wraca. Jak mam chwilę, żeby zatrzymać się i o tym pomyśleć, to jestem wdzięczna za to, gdzie jestem, z kim, w jakim otoczeniu – doceniam każdy dzień, chociaż kolejny jest często nieprzewidywalny. Ale zawsze z pokorą przyjmuję to, co mam – bo wiem, że nic nie jest dane raz na zawsze. Realizuję się, spełniam i ciężko pracuję, po to, by być tu, gdzie jestem. Ostatnio przy okazji urodzin naszła mnie refleksja, czy cokolwiek – jakbym miała taką możliwość – zmieniałbym w swoim życiu – odpowiedź jest jednoznaczna: nie. Wiele doświadczeń, nie tylko tych przyjemnych, ale też np. mierzenie się z przeszkodami, łzy, rezygnacja, zwątpienie, brak wiary – mnie zbudowało i doprowadziło do tego miejsca.

Jeśli chodzi o moją pracę w branży finansowej, działam w niej od kilkunastu lat, czuję się w niej doskonale, mam dobre wyniki – nie chciałam z tego rezygnować. Wiedziałam, że udźwignę to połączenie bez szkody dla mojego pracodawcy i swojego biznesu. Znałam siebie, a dodatkowo od początku otaczałam się podobnymi do siebie ludźmi, którym po prostu się „chce”. Bardzo często stawiane jest mi pytanie: dlaczego jeszcze pracujesz? Czy to konieczne? Po co? Odpowiedź jest jedna: bo chcę, potrafię łączyć i mam jeszcze z tego fun. I kolejny rok udowadniam, że się da. Co więcej, lepiej mi się pracuje, odkąd mam swoją działalność. Myślę też, że moje wyniki mówią same za siebie.

Działalność społeczna natomiast to wynik mojej wewnętrznej potrzeby. Wspieram kobiety, i nie tylko, jeżdżąc po Polsce, po miastach, czy małych miejscowościach, wioskach i staram się przekonywać ich mieszkańców, że nie ma znaczenia, z jakiego miejsca startujesz. Liczy się tylko odwaga i wytrwałość. Głośno mówię, że wiedzę warto zdobywać zawsze i wszędzie – jej nigdy nie jest za dużo. Rozwój to najlepsza inwestycja w siebie, jaką możemy poczynić. Ja uczę się nieustająco, wykorzystuję każdą możliwą sytuację, podpatruję, dużo czytam, słucham, pytam i obserwuję – uczę się od ludzi, którzy mnie otaczają. Sporo jest wśród moich mentorek kobiet, które najpierw były moimi klientkami, a dziś mnie inspirują do działania.

To, że pracuje Pani od lat w finansach, dało Pani pewną podbudowę – odwagę, umiejętność kalkulacji, że ten biznes, który Pani założyła, nie będzie aż tak ryzykowny?

Oczywiście, że tak. Ekonomia zaczęła mnie kręcić już w liceum, już wtedy zaczęłam ją rozumieć. Później studia ekonomiczne, na które wcale nie chciałam iść, bo miały być artystyczne, ale jak to w życiu – wyszło inaczej. Potem praca w ubezpieczeniach, finansach, bankowości – korporacja i etat – tu podkreślam, że wg mnie nie jest to niczym złym, wręcz fajnie nas ugruntowuje w życiu, daje solidne podstawy, jeśli wykorzystujemy możliwości. Mnie do dziś daje satysfakcję, stabilizację i niezły fundament do budowy własnego biznesu. Dodatkowo bardzo ważnym aspektem w rozwoju było to, że mogłam uczyć się od swojego partnera, bo ma w szeroko pojmowanym biznesie olbrzymie doświadczenie. W zasadzie mogę powiedzieć, że brałam praktyki od niego. Od początku miałam też bardzo jasną wizję tego, jakie ma być to moje miejsce, po prostu wiedziałam, czego chcę. Miałam biznesplan, wiedziałam, jakie będą koszty, na ile mogę sobie pozwolić i że jeśli założyłam, że inwestycja będzie na poziomie 200 tys. zł, to muszę mieć praktycznie sto procent więcej. Mam też – wydaje mi się – umiejętność wchodzenia w dobre, długofalowe relacje i kooperacje, co bardzo pomaga. Od początku w korporacji pracuję z klientem premium i w swoim biznesie też chciałam taki segment obsługiwać. Nie chcę być dla każdego. Często pytana jestem, dlaczego nie mam atelier na najpopularniejszej ulicy w stolicy, czyli na Mokotowskiej – odpowiedź jest prosta, nie mam, bo nie chcę przypadkowości, pracuję ze świadomym klientem, który wie, dlaczego i po co do mnie przychodzi. Moje klientki dostaną taką usługę, taki serwis, którego nie dostaną na przykładowej Mokotowskiej. Dzięki korporacji wiem też, jak uniknąć pewnych błędów, wiem, co może dać fajne efekty, potrafię szeroko patrzeć na różne aspekty. Mam opracowany system pracy, jestem mocno uporządkowana. Kiedy rano zaczynam pracę, to robię listę tematów, tak by niczego ważnego nie pominąć, bo ilość rzeczy do zrobienia jest niekończąca się i trzeba zawsze decydować, co ważne.

Życie prywatne też jest na tej liście?

Zdecydowanie. Szanuję swój czas i skrupulatnie nim zarządzam, tu nie ma miejsca na przypadki. Wiem, kiedy mogę pozwolić sobie na luz, a kiedy grafik jest napięty. Są wybrane dni, w których mam swoje aktywności: terapia, taniec, pilates, z których nie zrezygnuję i pod nie dostosowuję czas. To, co mi służy, ma swoje priorytety i choćby nie wiem co się działo, ze zmianą nie jest tak łatwo. Ale wychodzę z założenia, że jak ja jestem zadowolona, spełniona i szczęśliwa, to tym samym dzielę się z innymi. Takie pilnowanie dat i terminów, tego, że codziennie osiem godzin jestem dla firmy, w której pracuję na etacie, jest dla mnie niezwykle ważne. Traktuję swojego pracodawcę poważnie – tak, jak sama chciałabym być traktowana przez pracowników, tu nie ma kompromisów. Dzięki pracy dla kogoś mogłam uczciwie, godnie zarabiać i oszczędzać, a dzięki temu udało mi się odłożyć określoną kwotę na start swojego biznesu.

Pieniądze to jedno, ale wiara w siebie, w sukces własnego przedsięwzięcia, to drugie.

W pracy szło mi nieźle, więc wiedziałam, że coś umiem. (śmiech) Nigdy się nie zatrzymywałam, zawsze szłam przed siebie. Obok mnie od samego początku był też mój partner, który zagrzewał do działania, pokazywał możliwości i dodawał wiary. To jest bardzo ważne, by mieć blisko siebie ludzi, na których możesz liczyć. Nie pochodzę z domu, w którym przedsiębiorczość była chlebem powszednim, więc poszukiwałam biznesowych autorytetów, ludzi, którzy swoim przykładem zmotywują do jeszcze większego działania. Jeśli nawet masz pieniądze, wiesz, jak to zrobić, co chciałabyś, to nie znaczy, że wyjdzie. W każdej branży jest inaczej. Każdy rynek, każda gałąź jest inna, nie zawsze można przenosić modele, iść utartą i na pozór sprawdzoną ścieżką, a rynek fashion jest nad wyraz inny, trudny, nieprzewidywalny, nieczysty. To branża bez zasad, daleka od tradycyjnych ram biznesowych, więc niełatwo było się na samym początku odnaleźć.

Jak Pani, wychodząc z poukładanego świata korporacji, czuje się, wchodząc do świata fashion?

Szczerze…, nie lubię go, ale można go układać wg swoich zasad. Na szczęście w dużej mierze ubieram biznes i to mnie trzyma, to mi pozwala zachować równowagę. Jak mówiłam wcześniej, lubię poukładany świat, a moda taka nie jest, przynajmniej nie w Polsce. Lubię poukładany, poważny świat i tak samo poukładanych ludzi chcę mieć wokół siebie. W rodzimym świecie mody brakuje wiele, przede wszystkim nie ma zbyt wielu ekspertów, nie ma wiedzy, ludziom wydaje się, że wiedzą, a w oparciu o to nie można budować biznesu. Brakuje fundamentu wg mnie. Mocno zamknięty światek, jawne oddzielenie grubą kreską projektantów z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem – którzy mogliby być wzorcem, mentorami – od młodszych projektantów z krótszym stażem. Brakuje pokory. Nie wystarczy skończyć popularnego kierunku studiów i mienić się projektantem, czy ubierać znane osoby i plasować się jako najlepszy stylista. Tu potrzeba wielu lat doświadczenia, praktyki w tym zawodzie – jak w każdym, zderzenia się z różnymi etapami, zarówno z samym szyciem, konstrukcją, materiałoznawstwem, a co dopiero mówić z obsługą wymagającej sylwetki – nie tej z wybiegu. Nie ma obiektywnej oceny, obiektywnego dziennikarstwa, doceniania artyzmu, pomysłu, a przede wszystkim rzemiosła. Ale wierzę, że jeszcze kilka lat i przyjdzie na to czas.

Słucha Pani swojej intuicji w biznesie?

Już teraz tak, ale jak u wielu kobiet, tak i u mnie – nie zawsze tak było. Mamy tę intuicją, ale często ją odrzucamy, ignorujemy. Dziś już wiem, że nie warto skręcać, nie warto słuchać kogoś, tylko siebie. Trzeba trzymać się swojego. Odstępstwa od tej reguły odbiły mi się niejednokrotnie czkawką. Zdarzyło mi się na początku wypuścić kilka rzeczy w kolekcji, które nie były „moje” – zasugerowałam się poradami rzekomego eksperta, zmodyfikowałam kolekcje, dodałam nowe rzeczy i skończyło się fiaskiem, kompletną klapą. Nie potrafiłam tego sprzedać. Już teraz po wielu latach doświadczeń, wiem, że muszę wiedzieć, co sprzedaję i w pełni się pod tym podpisywać. Ludzie kupują autentyczność. Nie zapominajmy o tym.

Kobiety są dzisiaj otwarte i gotowe na to, żeby robić swoje biznesy, na to, żeby się rozwijać zawodowo, żeby wychodzić poza swoją strefę komfortu?

Wciąż bardzo brakuje nam odwagi. I pewności siebie. Przychodzą do mnie klientki, często dużo dojrzalsze ode mnie, pracujące na wysokich stanowiskach, z ugruntowaną pozycją i mówią „nie wiem, co mam ze sobą zrobić, nie mam na siebie pomysłu, nie mam pasji jak Ty”. A ja się dziwię: Ty mnie pytasz? Ty ze swoim doświadczeniem, osiągnięciami, swoją siłą? I one na mnie patrzą z niedowierzaniem, jak ja je postrzegam, jak cenię, jaka dumna jestem, że je znam. Ale one tego w sobie nie czują, są pełne obaw – to bardzo częste. Dlatego tak ważne jest faktyczne wspieranie się, ale nie takie na papierze, tylko realne. Duże znacznie ma nasza tożsamość, wychowanie, pochodzenie, to nas kształtuje na kolejne lata. Szanujmy to, co mamy w życiu, cieszmy się tym.

Pochodzę z małej miejscowości, wiele lat się tego wstydziłam, jakiś czas temu zdałam sobie sprawę z tego, że ta tożsamość jest ważna. Dziś wiem, że to nie miejsce nas kształtuje, plasuje w świecie, a nasze wartości. Każdego dnia spotykam nowe kobiety i daleka jestem od radzenia im, jak mają realizować swoje plany, ale chętnie dzielę się doświadczeniem i drogą, którą sama przeszłam. Pokazuję, że mogą osiągnąć wiele. A wiele dla każdego znaczy coś innego i to bardzo szanuję.

Co kobietom daje dobre ubranie?

Dobre samopoczucie. W dobrym ubraniu przybierają inną postawę, są pewne siebie i dumne. Kobiety, jak są dobrze ubrane, częściej chcą to eksponować, emanują inną energią. Bardzo ważna jest jakość, ma ona ogromne znaczenie – jakość szycia i jakość tkanin. Ważne jest też nie tylko to, co się nosi, ale jak się to robi i tego właśnie uczę na swoich warsztatach. Najważniejsze w ubieraniu jest to, jak się czujemy, bo idealnym wizerunkiem, nienagannym ubraniem, nie przykryjemy swoich smutków. I o tym należy pamiętać.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze

Chcesz sprzedawać za granicą? W tych branżach masz największe szanse

Z raportu IdoSell „Raport Cross-border z Polski” wynika, że Niemcy (73 proc.), Hiszpania (66 proc.), oraz Francja (27 proc.) to najpopularniejsze kierunki z największym wzrostem...

Cyfryzacja nadal jest wyzwaniem dla polskich firm

Obawa przed spowolnieniem gospodarczym przekłada się na ograniczanie inwestycji, w tym również sprzęt ITC. Rozgrzany przez ostanie lata rynek...

Indie rosną w siłę

Według prognoz do 2030 r. Indie staną się drugą co do wielkości gospodarką w regionie Azji i Pacyfiku oraz trzecią co do...

Wakacyjny marketing

Jak wykorzystać wakacje do pozytywnego wzmocnienia wizerunku firmy albo innej organizacji, którą kierujemy? Niektórzy menedżerowie już wiedzą, jak to...

Polska turystyka medyczna istotnym ogniwem biznesu

Polska turystyka medyczna powoli wraca do poziomu sprzed pandemii, kiedy to rocznie nasz kraj odwiedzało 320-325 tys. pacjentów poszukujących...