Święta Bożego Narodzenia to czas wręczania prezentów, które w radosnym rozgardiaszu znajdujemy pod choinką. Do miłych i pożytecznych podarunków należą z pewnością książki. Toteż pragnę polecić dwie odmienne lektury. Są to „Głos liberała. Epoka homo plus” Jerzego Wysockiego (Wydawnictwo Nieoczywiste) oraz „Diabelska Gwardia” George’a Roberta Elforda (Wydawnictwo DeReggio).
Arkadiusz Bińczyk
ekspert medialny i popularyzator historii, współautor książek „Poczet Przedsiębiorców Polskich. Od Piastów do 1939 roku”, „Świat Szlachty Polskiej. Dzieje ludzi i rodzin” i „Siedem wieków Warszawy. Kalendarium historii miasta do końca XIX wieku”
Na początek oddajmy głos liberałowi, czyli Jerzemu Wysockiemu. Jedną z zalet jego zbioru felietonów jest opisywanie rzeczywistości poprzez ukazywanie konkretnych absurdów codziennego życia. Są one rezultatem odejścia od reguł wolności, sformułowanych przez takich klasyków liberalizmu jak Adam Smith, Milton Friedman czy Ludwig von Mises. To istotna uwaga, bo wokół pojęcia liberalizmu mamy potężne zamieszanie. W Ameryce utożsamiany jest bardziej ze sferą kulturową, w Europie nadal z poglądami wolnorynkowymi. Ale i w USA następują przewartościowania. Vivek Ramaswamy, kandydat w prawyborach Partii Republikańskiej twierdzi, że Donald Trump przeciwstawia tradycyjnej wizji konserwatywnego liberalizmu Republikanów nową wizję konserwatywnego etatyzmu.
Jerzy Wysocki na szczęście oszczędza nam takich doktrynalnych rozważań, czasem tylko lekko zaznaczając swój ogólniejszy pogląd, choćby pisząc, że „Nad Wisłą pojawił się nowy gatunek: homo plus. To stworzenie uzależnione od władzy i jej socjalnych prezentów, wakacji kredytowych, subwencji, dotacji i ulg”. Wskazuje też na etatystyczne zapędy władz. Na przykład pyta, dlaczego sprzedaż czy kupno mieszkania jest drogą przez biurokratyczne zasieki? Dlaczego radni Warszawy ustalają, ile zarabiają taksówkarze w korporacjach, choć nie ustalają, ile mają zarabiać fryzjerzy? Jednak, ukazując przykłady wzięte niczym z filmów Barei, zaznacza, że nie jest darwinowskim libertarianinem, że dostrzega konieczność niesienia przez państwo pomocy ludziom znajdującym się w ciężkiej sytuacji. I nie ukrywa swej gorzkiej, dystopijnej wizji liberalizmu. Głos Wysockiego jest o tyle cenny, że ma bogate doświadczenia związane z polityką, dziennikarstwem i własną działalnością gospodarczą.
Z kolei „Diabelska Gwardia” jest beletrystyczną, krwistą (dosłownie) i wartką powieścią napisaną na podstawie zwierzeń byłego oficera Waffen-SS, który walczył z kamratami na froncie wschodnim a później w Wietnamie. Mamy tu prezentację sposobu myślenia ludzi uważających, że owszem, byli równie dzielni jak okrutni, lecz okrutni w imię wyższych celów. W tej pełnej hipokryzji i relatywizacji poczucia winy opowieści widać psychologiczne mechanizmy wyparcia, jak też opisany przez Petera Wasona „efekt potwierdzenia”, czyli „pomijania” niewygodnych faktów. Poza wartką narracją otrzymujemy więc wartość poznawczą, wyniesioną z wniknięcia do głowy ex SS-mana. Wartość ta nie obejmuje wszystkich informacji podawanych przez Hansa Josefa Wagemuellera i powtórzonych przez Elforda. Niektóre należy traktować jako część budowanej legendy czy wręcz mitomanię. Zauważyć na koniec wypada, że książka jest też niestety smutnym dowodem na niezakończony jeszcze proces rozliczenia się części społeczeństwa niemieckiego ze swoją nazistowską przeszłością. Części społeczeństwa ciągle dumnego z sukcesów militarnych swojej armii w Drugiej Wojnie Światowej i wypierającego z pamięci okrutne zbrodnie, których ta armia się nagminnie dopuszczała.
Dobierając książkę, trzeba oczywiście uwzględniać upodobania obdarowywanych. Aby nie było tak, jak na memicznym obrazku – oto siedzący pod choinką mały uroczy rudasek ze zdumieniem patrzy na rozpakowany egzemplarz „Mein Kampf”. Podpis: „Kiedy prosisz dziadka o Minecrafta, ale on już nie dosłyszy”.
Wesołych Świąt i pomyślności w Nowym Roku!