Ceny w polskiej gospodarce, na podstawie danych GUS, spadały od maja do września 2023 r. To wydarzenie było często poruszane na plakatach, billboardach czy konferencjach, a także w mediach społecznościowych. Jednak stabilność cen lub wręcz ich spadek za ostatnie niemal pół roku może przejść już do historii. O ile we wrześniu słyszeliśmy o tym, że powinniśmy się radować, o tyle w październiku tych powodów do radości już raczej nie będzie.
Daniel Kostecki,
główny analityk rynkowy, polski oddział CMC Markets
Konsensus rynkowy wskazuje na to, że po raz pierwszy od kwietnia 2023 r. ceny w koszyku badanym przed GUS mogły wzrosnąć o 0,3 proc. m/m. Z kolei w ujęciu rocznym „gusowski koszyk” miał podrożeć o 6,7 proc. r/r, wynika z konsensusu analityków. Przypomnijmy zmiany cen m/m na koniec 2022 r. W październiku było to 1,8 proc., w listopadzie 0,7 proc., a w grudniu 0,1 proc. m/m. Z kolei w styczniu 2023 w relacji do grudnia 2022 r. ceny wzrosły o 2,5 proc. Jest to istotne z punktu widzenia ścieżki inflacji w ujęciu rocznym do końca tego roku.
Bez dużych zmian
Aktualnie tak dużych zmian, jak rok temu nie należy się spodziewać (być może z wyjątkiem stycznia, gdzie dynamika może być największa — tu wszystko zależy od działań rządu, jeśli ten w ogóle powstanie do tego czasu). To z kolei może oznaczać, że do wiosny 2024 r. inflacja w Polsce może w ujęciu rocznym spadać. Niemniej w dalszych miesiącach, gdy pojawi się efekt bazy z tego roku (wspomniany płaskowyż cen), inflacja roczna będzie mogła ponownie zacząć przyspieszać. Choć jest to dość pesymistyczna wizja inflacji w Polsce, to być może jej bardziej optymistyczną wersję poznamy w najnowszych projekcjach NBP, na których również powinna bazować RPP, podejmując decyzję w sprawie stóp procentowych w listopadzie.