Advertisement

Tymczasowe aresztowanie, zagrożenie przedsiębiorcy

Pyta mnie Pan Marek Z. z Krakowa

Tymczasowe aresztowanie to w założeniu bardzo ważny element dochodzenia do prawdy. W naszej rzeczywistości nadużywany nie w celu zabezpieczenia postępowania, staje się elementem represji. Do tego nigdy nie powinien służyć, bo o winie i ewentualnej karze orzeka dopiero sąd.

Pyta mnie Pan Marek z Krakowa, czy to prawda, co mówią jego znajomi, że każdy polski przedsiębiorca, biznesmen, zmierza nieuchronnie do aresztu tymczasowego. Otóż Panie Marku, na koniec 2021 r. w aresztach tymczasowych, tzw. wydobywczych, przebywało w Polsce prawie 12 tys. osób, w tym rzesza przedsiębiorców i ludzi biznesu. Dzisiaj ta liczba przekroczyła już owe 12 tys., przedsiębiorców też przybyło, ale twierdzenie, że „każdy” i że „nieuchronnie”, to chyba jednak przesada.

Procedura jest niezwykle prosta: donos, często anonimowy, śledztwo, jakieś podsłuchy operacyjne, gromadzenie dokumentów, decyzja prokuratora o zatrzymaniu i zabezpieczeniu dokumentacji, wjazd o szóstej rano do domu i biura, zatrzymanie, doprowadzenie do prokuratury, wielogodzinne przesłuchanie i prokuratorski wniosek o tymczasowe aresztowanie. Prokurator wnioskuje jak twierdzi Krzysztof Kwiatkowski, senator, były minister sprawiedliwości – „nie w celu zabezpieczenia postępowania, ale w celu skłonienia „beneficjenta” tego środka zapobiegawczego do większej rozmowności”, a sądy, w zdecydowanej większości (znacznie ponad 90 proc. wniosków), przyklepują. Dlaczego? Bo tak najprościej. I zaczynają się igrzyska.

Tymczasem postawmy się na chwilę w roli prokuratora. Przychodzi mu badać sprawę, w której nie chodzi o to, czy Nowak rozbił głowę Kowalskiemu butelką z piwem, czy wręcz odwrotnie, to Kowalski rąbnął Nowaka, ale już pustą butelką, bo piwo wcześniej wypił. Przychodzi mu zmierzyć się z materią, w której występują jakieś niezrozumiałe, trudne słowa, a to split payment, jakieś dyrewaty czy nie daj Boże jakieś instrumenty pochodne. W związku z tym niewiele rozumie z tomów zabezpieczonej dokumentacji i dysków twardych pełnych tabelek i nudnych interpretacji. Pozostaje mu „skłonienie do większej rozmowności”, słowem: nakłonienie do przyznania się do winy. Efekt bywa różny, ale również tak dramatyczny jak w najgłośniejszej sprawie tego typu, w której Piotr Osiecki, prezes Altusa, trzy razy trafiał do aresztu, w którym spędził łącznie 16 miesięcy, a po czterech latach i sześciu miesiącach od pierwszego zatrzymania nie przedstawiono mu żadnego aktu oskarżenia.

Postawmy się na chwilę w roli sędziego. Sprawy gospodarcze opierają się o dokumenty, te zawarte w nich trudne słowa i nudne interpretacje. Tu groźba „mataczenia” i „wpływania na świadków”, jako podstawa tymczasowego aresztowania w sytuacji zabezpieczonych dysków twardych z komputerów oraz wydruków umów i transakcji zupełnie nie powinna mieć zastosowania. Przypomnijmy najgłośniejszą sprawę gospodarczą na świecie. 1 grudnia 2008 r. Federalne Biuro Śledcze, po otrzymaniu dzień wcześniej od jego synów Andrew i Marka informacji o nadużyciach, zatrzymało Bernarda Madoffa. Pięć dni później Madoff usłyszał zarzuty nadużyć finansowych na kwotę 50 mld dol. amerykańskich. 29 czerwca 2009 r., a więc niespełna siedem miesięcy po zatrzymaniu (czas oczekiwania na proces spędził w areszcie domowym) Bernard Madoff został skazany przez sędziego Danny’ego China na karę 150 lat pozbawienia wolności.

Stawiania się w roli tymczasowo aresztowanego, tym bardziej że pojęcie „tymczasowości” w tym kontekście jest wyjątkowo pojemne, nie proponuję. Chociaż ostatnio głośno w środowisku biznesowym o Piotrze Buchalskim, 39-letnim biznesmenie z Łodzi, który po prawie 10 miesiącach w areszcie tymczasowym, w ciężkim stanie, z rozpoznaniem „zawału mózgu wywołanym przez nieokreśloną niedrożność lub zwężenie tętnic przedmózgowych”, znalazł się w szpitalu, z którego ma wrócić na żądanie prokuratora, a jakże, do aresztu. Kiedy był zatrzymywany w lipcu ubiegłego roku z zarzutami przestępstw gospodarczych, cieszył się doskonałym zdrowiem.

Tak więc, Panie Marku, może nie „każdy” i nie „nieuchronnie”, ale z pewnością coś na rzeczy jest i pilnie tę patologię systemu trzeba naprawić, bo to nie statystyka – to ludzie z ich zdrowiem, życiem, że o biznesie nie wspomnę.

Czerwiec 2021 r.

Najnowsze

Rynek finansowy musi być otwarty

Deregulacja jest aktualnie jednym z najczęściej używanych pojęć i zjawiskiem, które wywrze największy wpływ na krajową rzeczywistość i otoczenie...

Nowa Umowa Społeczna

Za długo żyliśmy według starej umowy: bezpieczeństwo w zamian za podporządkowanie. Dziś już więcej wiemy, więcej chcemy, a przede wszystkim więcej...

Iluzja nominalna

W ostatnich tygodniach można sporo przeczytać na temat tego, że Ministerstwo Finansów zmniejsza oprocentowanie obligacji skarbowych i że w...

Deregulacja po polsku: więcej swobody, mniej sensu

Rząd mówi: „deregulacja”, przedsiębiorcy mówią: „alleluja”, a urzędnicy? Nadal śpią spokojnie. Polska deregulacja jest jak opera mydlana – niby...

Coraz bliżej Azji

Polska zacieśnia relacje handlowe z Dalekim Wschodem. Wietnam, Korea Południowa i Hongkong – to jedne z bardziej perspektywicznych azjatyckich kierunków...