Advertisement

Firma, która jest właścicielem wszystkiego

Anna Sochocka

Podobno jest tak, że cokolwiek powie Larry Fink, ludzie go słuchają i chętnie powierzają mu swoje pieniądze, by je pomnażał. Potrafi to robić perfekcyjnie. Stworzony przez niego finansowy gigant BlackRock obraca już aktywami o wartości 11,46 bln dol. To tyle, ile wynosi PKB np. Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Włoch razem wzięte oraz prawie połowa PKB Stanów Zjednoczonych. Tym samym Larry Fink ma pozycję jednego z najbardziej wpływowych ludzi świata. W marcu br. jego spółka ruszyła na kolejne „zakupy” – celem jest Kanał Panamski.

Lloyds Bank w Wielkiej Brytanii? Są tam. Deutsche Bank i Commerzbank w Niemczech? Obecni. Coca-Cola? Jak najbardziej. PepsiCo? Nieważne, że to konkurencja, także mają swój wkład. Do tego można dodać jeszcze największe banki w najdalszych zakątkach Ziemi, firmy produkcyjne, fundusze, koncerny farmaceutyczne, medialne, spożywcze i co jeszcze przyjdzie do głowy. BlackRock – spółka, na której na czele od początku jej istnienia stoi Laurence D. Fink i która od lat obok Vanguard oraz State Street należy do „świętej trójcy” inwestycyjnych gigantów, ma swoje udziały w niemal każdej mniejszej lub większej i mniej lub bardziej liczącej się firmie tego globu. Rzecz jasna, pieniądze nie należą do samej spółki (ta jest warta ok. 140 mld dol.), ale do inwestorów, którzy je jej powierzają. Biorąc pod uwagę, że klientów są miliony, kwota, którą dysponują, jest kolosalna.

Na początku roku nowojorski gigant inwestycyjny podał, ile są warte aktywa, którymi zarządza. To ni mniej, ni więcej, tylko 11,55 bln dol. Rok wcześniej było o 21 proc. mniej. Imponujący wzrost ekonomiści tłumaczą m.in. wzrostem na amerykańskim rynku akcji po zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w listopadzie, co skłoniło inwestorów do obstawiania niższych podatków od przedsiębiorstw i deregulacji.

Co ciekawe, za tak gigantycznymi pieniędzmi stoi jeden człowiek – Laurence D. Fink, założyciel, prezes i dyrektor generalny BlackRock.

Na własnych błędach

– Nie mogę powiedzieć, żebym czuł się starszy – powiedział Larry Fink podczas styczniowej konferencji, prezentującej wyniki firmy, nawiązując do tego, że było to jego 100. wystąpienie w karierze. Istotnie, urodzony w 1952 r. Amerykanin może faktycznie nie czuć się starszy, jednak w miarę jak rośnie jego firma, pomnaża się i jego fortuna. W kwietniu ubiegłego roku „Forbes” szacował ją na 1,2 mld dol. Biorąc pod uwagę majątki innych wielkich tego globu – choćby Elona Muska czy Jeffa Bezosa – to niewiele. Na liście 500 najbogatszych wg Bloomberga próżno go szukać, na liście sporządzanej przez „Forbesa” w ubiegłym roku znajdował się na 2410. pozycji. Co więcej, mimo że jego nazwisko rzadko pojawia się w mediach, jest on jednym z najbardziej wpływowych ludzi świata.

Larry Fink wychowywał się w Van Nuys w Kalifornii jako jedno z trójki dzieci Lili i Frederica. Matka była profesorem angielskiego w lokalnym collage’u stanowym, ojciec – właścicielem sklepu obuwniczego.

Fink uzyskał tytuł MBA ze specjalizacją w nieruchomościach na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles (UCLA) w 1976 r., a następnie tytuł licencjata nauk politycznych na UCLA w 1974 r.

Przed założeniem BlackRock w 1988 r. pracował w The First Boston Corporation. Trafił do firmy jako 24-letni, pełen zapału i chęci do działania absolwent jednej z najlepszych uczelni w kraju i zwyczajny trader. Spędził tam 10 lat, szybko awansował i jego kariera pewnie rozwijałaby się zgodnie z planem, gdyby nie to, że przy jednej z transakcji źle oszacował ryzyko i przez to bank, zamiast zarobić, stracił. Niemało, bo 100 mln dol.

Larry Fink dostał wtedy od losu ważną lekcję i zrozumiał, że owszem, zarabianie jest głównym celem, ale nie mniej ważne przy inwestowaniu – zwłaszcza cudzych pieniędzy – jest ich ochrona. Mając w głowie tę bolesną nauczkę, postanowił działać na własną rękę i w 1988 r. wraz z ośmioma współpracownikami powołał do życia – pierwotnie pod skrzydłami innego funduszu The Blackstone Group – Black-Rock, firmę zarządzającą ryzykiem i aktywami instytucjonalnymi o stałym dochodzie.

Historię wyboru takiej a nie innej nazwy miliarder i współzałożyciel Blackstone Group Steve Schwarzman wspomina zresztą ze śmiechem. W wywiadzie dla NBC Schwarzman opowiedział, że on i Fink podjęli taką decyzję celowo kilkadziesiąt lat temu. – Kiedyś nazywali się Blackstone Financial – mówił. – Rozpoczęliśmy działalność razem. Wnieśliśmy kapitał początkowy. Kiedy Fink postanowił rozszerzyć działalność na własną rękę, potrzebował nowej nazwy dla swojej działalności. Larry i ja usiedliśmy, a on zapytał: „Co myślisz o nazwie ze słowem »czarny« w środku?”.

Schwarzman uznał to za dobry pomysł pomimo ostrzeżeń zewnętrznego doradcy, który przestrzegał ich, że podobne nazwy całkowicie zdezorientują ludzi. – Fink zaproponował nową nazwę dla jego firmy: „Albo BlackPebble, albo Black-Rock”, mówiąc: „Wiesz, jeśli zrobimy coś takiego, wszyscy nasi ludzie nas zabiją”. Ostatecznie wybrano BlackRock. „Jest trochę zamieszania. I za każdym razem, gdy tak się dzieje, naprawdę się śmieję – mówił Schwarzman w NBC.

Nazwa BlackRock zaczęła obowiązywać w 1992 r. Pod koniec tego roku spółka miała 17 mld dol. aktywów, dwa lata później liczba ta wzrosła do 53 mld dol. Dziś – wiadomo.

Inwestycje, głupcze!

Gdy Larry Fink wspomina początki działalności BlackRock – a pisał o tym np. w liście, który od lat co roku wysyła do prezesów największych firm – często mówi o swoich rodzicach.

„Kiedy w 2012 r. zmarła moja mama, stan taty zaczął szybko się pogarszać, a mój brat i ja musieliśmy przejrzeć rachunki i finanse rodziców. Moja mama i tata pracowali przez 50 lat, ale nigdy nie byli w najwyższej grupie podatkowej. Nie wiem dokładnie, ile zarabiali każdego roku, ale prawdopodobnie była to kwota jakichś 150 tys. dol. rocznie na oboje. Mój brat i ja byliśmy więc zaskoczeni, gdy zobaczyliśmy wielkość oszczędności emerytalnych naszych rodziców. To było dużo więcej, niż można byłoby się spodziewać po średnio zarabiającej parze. Gdy skończyliśmy przeglądać ich majątek, dowiedzieliśmy się, jak to się stało: dzięki inwestycjom moich rodziców” – czytamy.

„Mój tata zawsze był entuzjastycznym inwestorem. Zachęcał mnie do kupna pierwszych akcji (firmy chemicznej DuPont) jako nastolatka. Mój tata inwestował, ponieważ wiedział, że pieniądze, które włoży na obligacje lub giełdę, prawdopodobnie wzrosną szybciej niż w banku. I miał rację (…).

Dlaczego piszę o moich rodzicach? Ponieważ przeglądanie ich finansów uświadomiło mi coś na temat mojej własnej kariery w finansach. Pracowałem w BlackRock przez prawie 25 lat, kiedy straciłem mamę i tatę, ale to doświadczenie przypomniało mi – w nowy i bardzo osobisty sposób – dlaczego moi partnerzy biznesowi i ja założyliśmy BlackRock.

Oczywiście, byliśmy ambitnymi przedsiębiorcami i chcieliśmy zbudować dużą, odnoszącą sukcesy firmę. Ale chcieliśmy również pomagać ludziom przechodzić na emeryturę, tak jak robili to moi rodzice. Dlatego założyliśmy firmę zarządzającą aktywami – firmę, która pomaga ludziom inwestować na rynkach kapitałowych – ponieważ wierzyliśmy, że uczestnictwo w tych rynkach będzie kluczowe dla osób, które chcą przejść na emeryturę wygodnie i bezpiecznie finansowo (…).

Moi rodzice przeżyli ostatnie lata z godnością i wolnością finansową. Większość ludzi nie ma takiej szansy. Ale oni mogą. Te same rodzaje rynków, które pomogły moim rodzicom w ich czasach, mogą pomóc innym w naszych czasach” – przekonywał w liście z początku roku.

Ziarnko do ziarnka

BlackRock nie rozkręciło się od razu. Rozwój ruszył z kopyta w 1999 r., gdy BlackRock zaczęła sprzedawać swoją zastrzeżoną technologię Aladdin.

W tym samym roku, 1 października, BlackRock weszła na NYSE – New York Stock Exchange. Pod koniec 1999 r. firma miała już 165 mld dol. w aktywach zarządzanych dzięki wzmocnieniu relacji z globalnymi instytucjami.

Rok później powstało Black- Rock Solutions, co – jak określa firma – zapoczątkowało rolę BlackRock jako dostawcy technologii. Kolejne lata to przede wszystkim większe lub mniejsze przejęcia, m.in. zakup Merrill Lynch Investment Management w 2006 r. za 9,7 mld dol., co pozwoliło rozszerzyć działalność międzynarodową. W 2008 r., gdy światem finansów wstrząsnął kryzys, mieli już na tyle ugruntowaną na rynku pozycję, że mogli doradzać instytucjom na całym świecie, które ów kryzys próbowały przetrwać, w tym nawet Bankowi Rezerwy Federalnej. Doradzali im też podczas pandemii w 2020 r., tym razem na dużo większą skalę. Do dziś mają zresztą w FED swoje udziały.

W 2009 r. przejęli Barclay’s Global Investors (BGI) za 13,5 mld dol. i tym samym stali się największą na świecie firmą zarządzającą aktywami. Kupili też platformę iShares, który zapewnia inwestorom szeroki dostęp do rynku akcji i obligacji jako podstawy ich portfeli w opłacalny i efektywny podatkowo sposób. W październiku 2024 r. za 12,5 mld dol. zakupiono fundusz Global Infrastructure Partners, w grudniu HPS Investment Partners, globalną firmę zarządzającą inwestycjami kredytowymi, w marcu za 3,2 mld dol. Preqin, wiodącego niezależnego dostawcy danych z rynków prywatnych.

Nie takie czary-mary

Takie przejęcia i tak spektakularny rozwój nie byłyby możliwe, gdyby nie technologia, którą BlackRock wdrożył na samym początku działalności, czyli Aladdin. „Ta technologia to integralna część tego, kim jesteśmy jako firma, jest osadzona we wszystkim, co robimy, wyróżniając nas jako zarządzających inwestycjami i ryzykiem” – czytamy na oficjalnej stronie firmy.

Choć nazwa dla laików może kojarzyć się nieco bajkowo, to skrót oznaczający Asset, Liability, Debt and Derivative Investment Network.

Na oficjalnej stronie próżno szukać informacji, jak dokładnie działa system. Wiadomo tyle, że to platforma do analizowania danych i szacowania ryzyka. „Ta technologia może identyfikować aktywa, które są wartościami odstającymi na podstawie apetytu właściciela na ryzyko i pokazuje klientom ryzyko, o którym nawet nie wiedzieli” – można przeczytać na Blooberg.com. Wiadomo, jakie podejście do technologii i sztucznej inteligencji ma Larry Fink. – Musimy zmienić ekosystem – oznacza to większe poleganie na dużych zbiorach danych, sztucznej inteligencji, czynnikach i modelach w ramach ilościowych i tradycyjnych strategii inwestycyjnych (…). BlackRock musi postawić na moc maszyn, takich jak Aladdin, platforma zarządzania ryzykiem firmy, boty doradcze, duże zbiory danych, a nawet sztuczna inteligencja – mówił Larry Fin w wywiadzie dla „New Jork Timesa” w 2017 r., rok po tym, jak zaczął sprzedawać Aladin innym firmom zarządzającym ryzykiem jako usługę.

Wiadomo wreszcie, że choć szczegóły jej działania nie są do końca znane, klienci BlackRock nie wyobrażają sobie bez niej życia, o czym mogą świadczyć choćby słowa Anthony’ego Malloya, dyrektora generalnego New York Life Investors: – Aladdin jest jak tlen. Bez niego nie bylibyśmy w stanie funkcjonować – powiedział.

Jak kupować, to nie byle co

O BlackRock w świecie finansów słyszy się regularnie, ostatnie działania BlackRock z całą pewnością są jednak czymś, co na zawsze przejdzie do historii. Nowojorski gigant jest bowiem w trakcie realizacji procesu przejęcia Kanału Panamskiego. Zgodnie z porozumieniem ogłoszonym 4 marca należący do BlackRock fundusz Global Infrastructure Partners za 22,8 mld dol. kupuje udziały od CK Hutchison Holdings, hongkońskiego holdingu, który zarządza kanałem od 1997 r. na mocy 25-letniej koncesji. Została ona wprawdzie odnowiona na kolejne 25 lat w 2021 r., ale teraz sprzedaż staje się faktem.

Większość ekspertów uważa, że dzieje się tak za sprawą wywieranych od dawna, a teraz zintensyfikowanych nacisków nowego starego prezydenta USA. Prezydent Panamy José Raúl Mulino po ogłoszeniu decyzji próbował wprawdzie tłumaczyć, że przejęcie nie miało nic wspólnego z polityką i w mediach społecznościowych określił ją jako „globalną transakcję, której dokonały dwie firmy prywatne, a motywacją były wspólne korzyści”. Jednak jak pisze „New Jork Times”, powołując się na źródła nieoficjalne, rozmowy amerykańsko-chińskie rozpoczęły się dopiero kilka tygodni temu. Informator „NYT” miał powiedzieć, że rodzina Li znalazła się nagle pod niesamowitą amerykańską presją, aby pozbyć się udziałów w portach. W wywieranie tej presji mieli być zaangażowani m.in. amerykański sekretarz stanu Marco Rubio oraz sekretarz skarbu Scott Bessent. Podobno byli również inni zainteresowani, ale rodzina Li zdecydowała się na Amerykanów.

Jak było, trudno powiedzieć. Pewne jest, że udziałami mają się podzielić Global Infrastructure Partners, czyli de facto BlackRock, oraz Terminal Investment Limited, spółka zależna MSC, giganta branży żeglugowej. Jak podaje portal Gospodarkamorska.pl, umowa dotyczy 90 proc. udziałów w Panama Ports Company (PPC) oraz 80 proc. udziałów w Hutchison Port Holdings i Hutchison Port Group (HPH) i jest to największa na świecie tego typu akwizycja terminali portowych, kwotą przewyższająca niedawną sprzedaż niemieckiego DB Schenker duńskiemu DSV za ponad 14 mld euro.

Władza? Pieniądze!

Larry Fink powtarza, że pieniądze lubią ciszę. On najwyraźniej też, bo w czeluściach internetu próżno szukać prywatnych zdjęć, informacji czy ploteczek.

Wiadomo, że oprócz tego, że kieruje finansowym gigantem, jest członkiem zarządu New York University (NYU) i World Economic Forum, a także współprzewodniczącym zarządu NYU Langone Medical Center. Zasiada w zarządach Museum of Modern Art i Council on Foreign Relations. Jest również członkiem rady doradczej Tsinghua University School of Economics and Management w Pekinie oraz komitetu wykonawczego Partnership for New York City.

Co do spraw prywatnych? Na konferencji Global Future of Retirement organizacji Pensions & Investments w czerwcu 2015 r. opowiedział wprawdzie o swojej miłości do muzyki i współpracy inwestycyjnej z wytwórniami płytowymi (kilka lat temu jako inwestor Octone Records podpisał konktrakt z Maroon 5), to jednak pomnażanie pieniędzy jest jego największą pasją.

Dlatego chętnie mówi o tym, jak poprawić stan światowych finansów, np. że inwestowanie w infrastrukturę – lotniska, drogi, systemy wodne i energetyczne – może pomóc rozwiązać palący problem wyzwań ekonomicznych i politycznych, które osiągają punkt kulminacyjny na całym świecie. Albo że chciałby, aby prezesi dużych firm nie popadali w krótkoterminowe myślenie i zasugerował, że globalni regulatorzy, którzy chcą zminimalizować ryzyko systemowe dla systemu finansowego, skupiają się na niewłaściwych rzeczach.

W zasadzie nieważne, co Larry Fink mówi, bo cokolwiek powie, ludzie i tak go słuchają i chętnie powierzają mu swoje pieniądze, a on zarabia dla nich krocie. Magazyn „Fortune” nazwał go jednym z największych liderów świata. „Barron’s” tytułował jednym z „najlepszych dyrektorów generalnych świata” przez 14 kolejnych lat. W młodości Larry Fink podobno marzył, żeby być politykiem, bo chciał mieć wpływ na losy świata i zawsze chciał władzy. Po latach przyznał, że cieszy się z tego, że nie został politykiem, bo prawdziwą władzę dają pieniądze. Marzenie się spełniło.

Najnowsze

Nieuświadomiona świadomość wagi odpadów

Kto by pomyślał jeszcze kilkadziesiąt lat temu, że oddając do sklepu butelki, będzie prekursorem gospodarki obiegu zamkniętego? Kiedyś wystarczyła...

Nerki nie sługa

Obchodzony niedawno Światowy Dzień Nerek skłonił mnie do przemyśleń nad stanem polskiej nefrologii. Okazuje się, że ponad 4,5 mln...

„Upadek” Jacka Komudy. Książka o upadłej potędze Rzeczypospolitej

„Upadek. Jak straciliśmy Pierwszą Rzeczpospolitą” jest książką, po którą warto sięgnąć. Ma bowiem cztery zalety: oszałamia erudycyjnym bogactwem, nakłania...

Panorama MARKETING I ZARZĄDZANIE

Niedobory kadr w Europie Komisja Europejska wskazała 42 zawody deficytowe w całej UE. W niedawnej rezolucji europosłowie podkreślili potrzebę inwestycji w edukację i szkolenia,...

Panorama PRAWO

Przyspieszają prace nad deregulacją Przeregulowanie to jedna z głównych barier inwestycyjnych w UE, a nadmiar regulacji jest zagrożeniem dla konkurencyjności....