Malarstwo rodzimej artystki licytowane do kilkunastu milionów funtów, porcelanowe drobiazgi o siedmiocyfrowych notowaniach w euro czy polskie monety wyceniane w milionach dolarów – to nie codzienność, ale też nie przypadek: niektóre z pozycji znanych na krajowym rynku budzą również emocje na światowych aukcjach. Wśród tzw. gorących nazwisk wymieniana jest zarówno 39-letnia Ewa Juszkiewicz, jak i koronowany ponad cztery wieki temu Zygmunt III Waza.
Weronika A. Kosmala,
Alternatywne.pl
Juszkiewicz, Gagosian i Warhol
Kiedy czytamy, że olejny portret przysiadającej na kamieniu damy w sielskim krajobrazie wylicytowany został do ponad 1,5 mln dolarów, natychmiast przychodzi nam do głowy hasło: sztuka dawnych mistrzów, tzw. old masters. Wówczas właśnie wciągnięci zostajemy niepostrzeżenie w grę wyreżyserowaną przez artystkę – Ewa Juszkiewicz celowo sprawdza, czy współczesnego odbiorcę sprowokować może sztuka wyglądająca całkowicie jak z minionych epok. Precyzyjnie odtwarzając warsztat mistrzów dawnego malarstwa, artystka kopiuje kompozycję wybranego dzieła, zmieniając zaledwie szczegół. W miejscu uśmiechającej się twarzy damy nagle pojawia się plemienna maska, korpus owada albo kokon z tkanin, zupełnie jakby muślinowa dworska suknia ożyła i postanowiła udusić portretowaną. Z kunsztownie opracowanego, konwencjonalnego obrazu powstaje surrealizm – sztuka prowokująco komentująca odwieczne kanony piękna. Mimo że mowa o dziełach, które powstały raptem w ostatnich latach, pozycja malarki na międzynarodowym rynku wydaje się już ugruntowana. Ewę Juszkiewicz reprezentuje galeria Gagosian, jedna z najbardziej wpływowych i prestiżowych prywatnych instytucji wystawienniczych na świecie. W maju minionego roku marszand Larry Gagosian nabył m.in. warte 195 mln dolarów dzieło Andy’ego Warhola – najdroższej wylicytowany XX-wieczny obraz w historii.
Kruche fanaberie polskiego króla
O ile w obecnych czasach podobna opowieść wydawać mogłaby się wywiedziona prosto z przygód Harry’ego Pottera, na początku XVIII wieku miało miejsce znaczące dla dzisiejszych inwestorów zajście: król Polski uwięził w twierdzy utalentowanego alchemika, który opracować miał recepturę na złoto pozyskane z całkowicie nieszlachetnych metali. Owym alchemikiem był Johann Friedrich Böttger i – o ile nie udało mu się sprostać zadaniu – w trakcie eksperymentów jego laboratorium opuściła masa, jakiej nikt do tamtej pory skutecznie nie pozyskał w Europie: pierwsza porcelana. Zauroczony tym osiągnięciem August II Mocny zdecydował na początku 1710 r. o uruchomieniu Królewsko-Polskiej i Elektorsko-Saskiej Manufaktury Porcelany, której wyroby oznaczane zaczęły być na spodzie skrzyżowanymi mieczami malowanymi kobaltem. Ten znak cechujący miśnieńską porcelanę niemal natychmiast kojarzony bywa z astronomicznymi cenami, mimo że pojedyncze naczynia nabyć można przeważnie od kilkuset złotych w krajowych antykwariatach. Rekordowe notowania za wyroby z Miśni sięgają natomiast milionów euro, a światowy rynek aukcyjny zawdzięcza je, podobnie jak samą porcelanę, nieoczywistym kaprysom polskiego monarchy – August II Mocny zamówił w wytwórni coś w rodzaju ceramicznego zoo.
Wykonana z porcelany menażeria składająca się z naturalnej wielkości osobników – od egzotycznego ptactwa po słonia czy nosorożca – zapełniła i tak ekstrawaganckie wnętrza Pałacu Japońskiego w Dreźnie. Ze względu na kruchość surowca, nie zachowała się w całości do naszych czasów, niemniej, kiedy już w aukcyjnym katalogu pojawia się jakiś przedstawiciel pałacowej fauny, cena finalna jest trudna do oszacowania. Para porcelanowych czapli wyceniona została powyżej 5,6 mln euro, co oznaczałoby przy bieżącym kursie po kilkanaście milionów złotych za każdą czaplę.
Dukat umacnia się względem dolara
Gdyby spośród poszczególnych kolekcjonerskich rynków wyłonić trzeba było jeden zwracający największą uwagę zagranicznych inwestorów, byłby to zapewne obieg dawnych monet. W przeciwieństwie do wysiłków, jakie czyniono w komnatach królewskich alchemików, w koronnych mennicach prace okazały się bardzo owocne: w Polsce, a dokładnie w Bydgoszczy, wybite zostały jedne z najokazalszych i najrzadszych wielodukatowych monet w historii. We wrześniu bieżącego roku 50 dukatów z wizerunkiem Zygmunta III Wazy przebiło podczas stołecznej aukcji pułap 3 mln zł, ustanawiając niewątpliwy rekord na rodzimym rynku numizmatów. O ile pojawienie się waloru tej rzadkości na aukcji zawsze budzi w gronie kolekcjonerów emocje, sama cena nie stanowiła jednak kontrowersyjnej sensacji – mowa w końcu o dukatach Zygmunta III Wazy, a to, jak się okazuje, rozpoznawalna na świecie marka.
Zaledwie kilka lat temu, bo w 2018 r. inna moneta wybita tymi samymi stemplami, co wylicytowane w Warszawie 50 dukatów, osiągnęła podczas nowojorskiej aukcji równowartość ponad 8 mln zł. Tyle kosztował wówczas egzemplarz studukatowy, natomiast za 80 dukatów z tej samej emisji zapłacono w minionym roku aż 900 tys. dolarów. Co zadecydowało o tym, że akurat te pozycje osiągają na aukcjach tak wysokie cenowe pułapy? Eksperci wymieniają przede wszystkim dwie kwestie: urodę oraz rzadkość, dlatego że wybite w celach reprezentacyjnych, wysokie nominały najpewniej trzymane były w dłoniach przez samego monarchę. Mierzące niemal 7 cm średnicy złote krążki prezentują popiersie króla w zbroi oddanej z takimi detalami, że zachowały się na niej nawet wypukłości koronkowych haftów kołnierza! Uwzględniając, ile z trzymanych przez Zygmunta III Wazę kosztownych drobiazgów przetrwało do naszych czasów, trudno się dziwić popytowi na międzynarodowych aukcjach.
Najmodniejsza paryska portrecistka
Śledząc rodzime perełki na zagranicznych aukcjach, od złota z koronnej mennicy przejść można płynnie do… złotej ery Hollywood i lśniącego gładkimi powierzchniami stylu art déco. Tamara Łempicka – chyba najbardziej rozpoznawalna przedstawicielka tego nurtu w malarstwie – uchodziła za prawdziwą obywatelkę świata, jednak zawsze podkreślała, że jest Polką, mimo że urodziła się najprawdopodobniej w Moskwie, a jej prochy rozsypano nad meksykańskim wulkanem.
Za najcenniejsze na rynku dzieło Łempickiej uznaje się obecnie wylicytowany w 2020 r. portret Marjorie Ferry, którego cena przekroczyła 16 mln funtów, podbijając poprzedni rekord o kilka milionów. Zmysłowy, a jednocześnie nieskazitelnie surowy obraz przedstawia kabaretową śpiewaczkę brytyjskiego pochodzenia, która tuż przed powstaniem dzieła poślubiła jednego z wpływowych przedstawicieli międzywojennej finansjery. Oprócz pierścionka z ogromnym oczkiem Marjorie Ferry otrzymała od męża prezent – obraz zamówiony u najbardziej wziętej portrecistki w Paryżu, do którego będzie mogła dumnie pozować, prezentując na palcu imponujące dzieło jubilerskie.
Co znamienne, ze względu na swoją wartość spektakularne olejne portrety Tamary Łempickiej raczej nie trafiają na rodzimy rynek antykwaryczny. W Polsce najczęściej licytowane są prace graficzne artystki i te – mimo że stanowią nieunikatowe odbitki – osiągać potrafią poziom nawet powyżej 60 tys. zł. Nawiązując do upodobań samej artystki, nasuwa się więc termin: efekt szminki.