Advertisement

Rynek sztuki w wirtualnej rzeczywistości

W minionym roku kolekcjonerzy wydali prawie 11 mld dolarów na dzieła sztuki wylicytowane online. Bez wychodzenia z domu zwiedzić da się już Kaplicę Sykstyńską czy londyńskie Muzeum Historii Naturalnej, a od czerwca pionierską wirtualną wystawę obejrzeć można również w Polsce, mając na nosie gogle do wirtualnej rzeczywistości. Czy rynek sztuki istotnie przenosi się z antykwariatów do przeglądarki, czy to wciąż jeszcze scenariusz z gatunku science fiction?

Światowa sprzedaż dzieł sztuki osiągnęła w 2022 r. szacowany poziom 67,8 mld dolarów, wynika z raportu opracowanego przez Art Basel i UBS. Wiele wskazuje na to, że w ujęciu globalnym rynek sztuki odbudował się po trudnym okresie pandemii, zachowując jednak sporo z wypracowanych wówczas, nowych zwyczajów. Jednym z głównych trendów okazuje się coraz wyraźniejszy udział najnowszych technologii w obrocie kolekcjonerskimi dobrami – zamiast wybierać się na wieczorne aukcje, klikamy „enter”, a żeby pospacerować po galerii, zakładamy gogle VR. Jak wynika z najnowszych danych platformy OneBid, niemal 40 proc. malarstwa sprzedanego w I kwartale 2023 r. na polskich aukcjach to transakcje zawarte w drodze internetowej licytacji.

Licytacja jak randka w ciemno?

Kiedy wyobrażamy sobie aukcję dzieł sztuki, w głowie zarysowuje nam się najczęściej obszerna reprezentacyjna sala, w której kolekcjonerzy unoszą plakietki z numerami, a drogocenne płótna podtrzymywane są przez specjalistów w białych rękawiczkach. W rzeczywistości zgromadzeni w takich pomieszczeniach licytujący odpowiadają za niewielki ułamek całej aukcyjnej gorączki, która, wedle statystyki, niemal całkowicie przeniosła się do sfery online. Jeden z największych domów aukcyjnych świata, Sotheby’s, poinformował w tegorocznym raporcie, że ponad 90 proc. wszystkich przebić podczas licytacji pochodziło ze smartfonów czy laptopów (kiedy pada klasyczne „kto da więcej?”, oferty składane przez uczestników nazywa się często przebiciem albo postąpieniem). Dla porównania, w 2017 r. postąpienia online nie stanowiły nawet połowy, a dekadę temu odpowiadały za zaledwie 18 proc. kolekcjonerskich ofert.

– Mimo że rynek sztuki wciąż kojarzy nam się ze sferą niezwykle elitarną, najnowsze technologie zwyczajnie przybliżają go do naszych domów. Malarstwo, które oglądać możemy w wirtualnej przestrzeni, przenoszone jest do niej dzięki trójwymiarowym skanom tak wysokiej jakości, że dostrzec można najdrobniejszy detal, zupełnie jakbyśmy stali naprzeciwko tego dzieła w galerii – komentuje Wojciech Śladowski, właściciel wirtualnej Galerii Śladowski, a także Polskiego Domu Aukcyjnego, który przeprowadził pierwszą na krajowym rynku sztuki hybrydową aukcję NFT.

Teoria, że kolekcjonerzy coraz regularniej kupują dzieła, których nigdy nie oglądali osobiście w galerii czy domu aukcyjnym, znajduje potwierdzenie w najnowszych raportach. W badaniu przeprowadzonym przez Arts Economics aż 69 proc. nabywców przyznało, że w 2022 r. powiększyło zbiory o pracę widzianą dotychczas wyłącznie na ekranie aplikacji czy przeglądarki.

Sztuka jak gra komputerowa

Początkowo uczestników rynku zaskakiwały możliwości tzw. wirtualnych spacerów po wnętrzach obleganych przez turystów muzeów – nie ruszając się z fotela, nagle można było zwiedzić salę z obrazami Van Gogha w Rijksmuseum czy obejrzeć zbiory włoskich mistrzów w Watykanie. Ten etap ograniczał się jednak do zaprezentowania przestrzeni już istniejących, tymczasem technologiczny postęp popchnął wystawienniczy świat jeszcze dalej: do wymiaru VR, czyli rzeczywistości wirtualnej.

Skrót rozwijany jako „virtual reality” odpowiada przestrzeniom stworzonym całkowicie komputerowo jak w filmach science-fiction czy grach najnowszej generacji. Od czerwca taką w pełni wirtualną salę wystawową odwiedzać można już Polsce, bez biletu i o każdej porze dnia i nocy. Aktualnie prezentowane są w niej hipnotyczne obrazy Jaremiego Picza, przeniesione na cyfrowe ściany za pomocą serii wysokojakościowych skanów.

– Jako że Galeria Śladowski oparta jest na najnowszej technologii, wciąż pytani jesteśmy na przykład o adres czy możliwość wejścia do niej. Na tę wystawę dzieł Jaremiego Picza wejść można jednak z każdego miejsca na świecie, bez konieczności instalowania jakiejkolwiek aplikacji, bo dostępna jest już z poziomu przeglądarki. Mając dodatkowo gogle VR, śledzić możemy ruchy naszych dłoni, swobodnie poruszając się po tej przestrzeni. Połączenie wszystkich zastosowanych w tym projekcie technologii jest unikalne i nowatorskie na skalę światową, choć już mamy plany, jak rozwinąć się w tym obszarze o kolejne rozwiązania, które odmienić mogą polski rynek sztuki – komentuje Wojciech Śladowski. Pytany o przykładowe możliwości, które dawać mogą kolekcjonerom wirtualne galerie, ekspert wymienia m.in. przełączanie trybu światła albo – kolejny krok w cyfrową stronę – przejście do rzeczywistości rozszerzonej.

Kolekcjoner w rzeczywistości rozszerzonej

Oprócz możliwości przyglądania się z każdej strony rzeźbom czy drobiazgowego studiowania malarstwa, uruchomiona w czerwcu wirtualna galeria pozwalać ma zwiedzającym swobodnie przenosić każde z dzieł… na ścianę własnego domu. System, który łączy świat rzeczywisty – czyli chociażby nasz pokój widziany w obiektywie telefonu – ze światem generowanym komputerowo, określany jest terminem rzeczywistości rozszerzonej. Widząc w obiektywie smartfona ściany czy zakamarki naszego mieszkania, patrzymy na obraz rzeczywisty, w który dowolnie wkomponować będziemy mogli – przesuwając palcem po ekranie – wybrane płótno czy rzeźbę odzwierciedloną w trzech wymiarach.

– Taki tryb określa się skrótem AR, a więc „augmented reality”, czyli rzeczywistości rozszerzonej. Zastosowanie takiej technologii pozwoli użytkownikowi zobaczyć, jak wybrane dzieło prezentować się będzie w jego własnej przestrzeni. Świat sztuki, który dotychczas kojarzył się powszechnie z mniej przystępną sferą, stanie się bardziej otwarty, dostępny dla każdego – dodaje Wojciech Śladowski.

Przyglądając się rozwojowi krajowego rynku kolekcjonerskiego, zauważyć można więc przełom, choć z pewnością trzeba będzie poczekać na upowszechnienie się nowego modelu. Jeszcze kilka lat temu licytowanie malarstwa bez uprzedniego obejrzenia pracy na żywo dla wielu uczestników aukcji wydawało się lekkomyślnością lub ignorancją. Dawniej jednak nie sięgano po możliwości tak dokładnego przeniesienia dzieła na ekran poprzez trójwymiarowe skany, a i nie było wyraźnego impulsu, żeby w świecie antykwarycznym gwałtownie wprowadzać najświeższe nowinki techniczne. Taką konieczność narzucił jednak okres pandemii, który bardzo dobitnie udowodnił, że zainteresowanie aukcjami nie spada, jeśli nie odbywają się w zatłoczonej sali, tylko przez telefon lub przeglądarkę.

Mimo że najwięcej uwagi skupia zazwyczaj obrót dziełami sztuki, niektóre z rynków kolekcjonerskich od lat bazują na systemie licytacji online – jak podają statystyki OneBid, w minionym roku internetowe sprzedaże monet i banknotów stanowiły na tej platformie blisko 99 proc. Aż 87 proc. transakcji na aukcjach bibliofilskich również zawarto w drodze licytacji online. Czy w przyszłości, zamiast odwiedzać galerię na drugim końcu Polski albo antykwariat czynny jedynie w godzinach naszej pracy, zakładać będziemy gogle VR i przeglądać zbiory o dowolnej porze, nie ruszając się z domu? Z pewnością nieprędko, ale dla wszystkich, dla których doba trwać powinna znacznie więcej godzin, wirtualna galeria wydaje się rozwiązaniem skrojonym na miarę pękającego w szwach kalendarza.

Najnowsze

Bogaci młodzi wyjątkowi

Z czym młodzi wchodzą w biznes Z Miłoszem Brzezińskim, doradcą w zakresie efektywnościi społecznego rozumienia zjawisk psychologicznych, wykładowcą w PAN,rozmawia Beata Tomczyk. Czy młodzi mają szansę...

E-MOBILITY

e-mobilityPobierz

FAKTORZY ROKU

Faktorzy_rokuPobierz

Rynek PRS

rynek_PRSPobierz

Deweloper Roku 2023

deweloper_rokuPobierz