Globalna trajektoria wdrożeń ewidentnie wskazuje na zapotrzebowanie rynku na profesjonalny outsourcing IT. Szczególnie odczuwalne to będzie w sektorze innowacji regulacyjnych, które wkraczają w kolejną fazę dojrzałości, tzw. RegTech 3.0. Wraz z coraz szybszymi zmianami w prawie i cyfryzacją państwowych rejestrów, standardowe procedury KYC zaczną wymagać od organizacji nie tylko poznania swojego klienta, ale i poznania swoich własnych danych.
W życiu dużych organizacji automatyzacja już dawno przestała być pojedynczym zdarzeniem, a stała się ciągłym procesem. Procesem, który nigdy nie jest zakończony i nigdy nie jest najedzony do syta, bo po ulepszeniu jednego elementu nadchodzi konieczność ulepszenia kolejnego i kolejnego. Szalone tempo zmian pierwszorzędnie obrazuje rozwój jednej ze specjalizacji FinTechu, RegTech. Z czegoś, co jeszcze kilka lat temu było traktowane jako nieco ekskluzywne wsparcie dla działów compliance i AML/KYC, stało się dziś niezbędnikiem każdej instytucji finansowej. Z 4,8 proc. ogólnych wydatków na zapewnienie organizacji zgodności regulacyjnej i bezpieczeństwa w 2017 roku, KPMG przewiduje, że w przeciągu najbliższych dwóch lat na RegTech będzie się wydawać 34 proc. Wartość tego sektora rośnie wprost proporcjonalnie do ilości pojawiających się zmian regulacyjnych i postępującej cyfryzacji danych.
Jeśli retrospektywnie spojrzymy na największe wyzwania 2019 roku, przed jakimi stanął polski RegTech, obiektywnie stwierdzić należy, że branża nie mogła się nudzić. PSD2 i standard Polish API, nowe e-sprawozdania finansowe, Biała Lista i Centralny Rejestr Beneficjentów Rzeczywistych. Działy AML/KYC instytucji finansowych nie miały realnych szans poradzić sobie z tymi zadaniami bez wsparcia zewnętrznych firm technologicznych. Nie tylko dlatego, że kluczowym okazało się wdrożenie nowych rozwiązań IT, ale i spięcie ich z obecnymi systemami, na których od lat działają instytucje. I to tutaj właśnie otworzyły się szerzej drzwi dla outsourcingu IT.
Wielka presja, małe siły
Powtórzę jeszcze raz coś, co wielu pobocznym obserwatorom umyka – automatyzacja to już nie jest coś, o czym się mówi, ale coś, co się rzeczywiście robi, bo nie ma się wyjścia. Presja rynkowa jest tak ogromna, że wszystkie duże organizacje chcą automatyzacji tu i teraz, nieważne, czy są na to gotowe, czy nie. A tych niegotowych i tak naprawdę nie rozumiejących procesu wdrożenia wcale nie jest mało. Blisko 50 proc. wdrożeń IT kończy się porażką czasową lub jakościową, a jednym z głównych powodów jest brak wewnętrznej komunikacji między działami rozwoju i zakupów zlecającego a ich własnym działem IT. Ten ostatni umowę widzi dopiero po jej podpisaniu. Efekt? Oczekiwania a rzeczywistość mocno się rozmijają. Okazuje się bowiem, że ci, którzy dopinają umowę z zewnętrznym dostawcą rozwiązania zapominają o tym, że sukces każdego wdrożenia tkwi przede wszystkim w kadrach po obu stronach barykady. Dobrze przygotowany musi być nie tylko zespół dostawcy rozwiązania, ale i zespół IT klienta, który dokończy wdrożenie po swojej stronie. Inaczej zgrzytać będą nie tylko klawiatury programistów, ale i zęby managerów odpowiadających za rozwój i innowacje firmy. Żeby lepiej zobrazować, o co chodzi, spójrzmy na presję organizacji finansowej, żeby zaimplementować API z lepszymi jakościowo danymi z nowego źródła. Czy to rozwiązanie ulepszy procesy AML/KYC? Czy zaoszczędzi firmie zasobów ludzkich i czasowych? Czy zapewni większe bezpieczeństwo? To są pytania, jakie zadają sobie osoby decyzyjne. Z kolei, gdyby skonsultowały one swoją potrzebę z wewnętrznym działem IT, z pewnością padłoby jeszcze niezwykle istotne pytanie o sposób w jaki zamierzamy powiązać nowe dane z obecnymi i czy w ogóle potrafimy to zrobić. Świetnym przykładem są tu legacy systems tworzone 30 lat temu czy inne oprogramowania branży finansowej, w których od dekady dane zapisywane są w przestarzały sposób X, zupełnie niepasujący do nowoczesnych standardów. W praktyce automatyzacja nie polega na tym, że pozbywamy się wszystkich obecnych rozwiązań i przerzucamy się na nowe, lecz na tym, że wymieniamy jakiś element lub dodajemy nowy, a całość integrujemy z tym, co już mamy.
Rynkowe zapotrzebowanie
Jak wewnętrzny dział IT ma wdrożyć nowe rozwiązanie w swojej firmie, skoro nie jest na to gotowy albo najzwyczajniej w świecie nie wie, jak to zrobić? Wyciągnięcie danych ze starego systemu tylko wygląda na łatwe zadanie. W najbliższych lata spodziewać się zatem można, że na znaczeniu zyskają nie tyle sami dostawcy rozmaitych gotowych rozwiązań IT, którzy coś tworzą i coś sprzedają, ale integratorzy i data software houses. Ci, którzy potrafią wyciągnąć stare dane z systemów klienta i powiązać je z nowymi źródłami. To na nich rośnie obecnie zapotrzebowanie na rynku, a nisza wydaje się być nadal niezapełniona. Jeszcze chwila i termin „outsourcing IT” zostanie odmieniony przez wszystkie możliwe przypadki, zupełnie jak to się stało w ostatnich latach z terminem „automatyzacja”.