Advertisement

Prosto z serca, a nie na pokaz

Z Beatą Drzazgą właścicielem i prezesem BetaMed, rozmawiała Katarzyna Mazur.

Dużo ostatnio w przestrzeni medialnej mówi się o feminatywach. Czy w Pani ocenie ich używanie wnosi coś szczególnego do postrzegania kobiet w przestrzeni publicznej?

Ja zawsze mówię, że jestem prezesem. Nie lubię słowa prezeska. Nie wiem, dlaczego kobiety się tak strasznie przy tym upierają. Tak jak jest prezydent, ewentualnie pani prezydent, tak samo jest prezes i pani prezes. Ja w biznesie nie patrzę na to, czy ktoś jest kobietą, czy mężczyzną, tylko czy jest profesjonalistą. Pracuję z ludźmi, którzy mają wiedzę i umiejętności i nie potrzebuję, żeby ich docenić, używać jakichś wymyślnych nazw, końcówek. Kobiety i mężczyźni mają równe prawa w Polsce, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości, może dlatego nie mam potrzeby tej swojej równości niczym podkreślać? Czy mężczyźni pokazują na okrągło, że są równi z nami? Nie. I my też nie powinnyśmy.

Z tą równością, jak dowodzą badania, szczególnie w kontekście płacy, bywa różnie.

Ależ oczywiście, kwestia nierówności wynagrodzeń jest dotkliwa i trzeba dążyć za wszelką cenę do ich wyrównania, ale feminatywy tego nie załatwią. Ja jako właściciel firmy od samego początku swojej działalności dążyłam do tego, żeby wynagrodzenia moich pracowników były uzależnione od zajmowanego stanowiska i kompetencji, a nie płci. Pamiętam, jak na początku mojej pracy złościło mnie to, że kobiety zarabiają mniej tylko dlatego, że są kobietami, że ich praca, stanowiska, są mniej szanowane, a przez to gorzej opłacane. To było niesprawiedliwe. Dlaczego ja, mając konkretne wykształcenie, miałam niższe wynagrodzenie, niż, nie obrażając, pan kierowca, tylko dlatego, że on jest mężczyzną? Nie rozumiałam tego. Pielęgniarka anestezjologiczna miała dużo niższe wynagrodzenie niż kierowca! Dlaczego? Gdyby wspomniany kierowca miał dużo obowiązków, to jak najbardziej, ale tylko dlatego, że jest mężczyzną, to już niekoniecznie.

Z czego, w Pani ocenie, ta nierówność wynikała, wciąż wynika?

Ze stereotypowego, ale nieprzystającego do dzisiejszej rzeczywistości przekonania, że to mężczyzna musi utrzymać rodzinę. Dziś nie ma to racji bytu, my kobiety pracujemy tak samo, jak mężczyźni, mamy więc prawo do takich samych wynagrodzeń. Wielu kobietom z mojego pokolenia, pokolenia naszych matek i babć wpajano, że jesteśmy po to, żeby usługiwać mężczyznom. Miał ten mężczyzna dostać pod nos śniadanie, obiad, kolację, nawet jeśli nie pracował. Dziś na szczęście nikt nikomu czegoś takiego do głowy nie wbija, ale stereotypy, przyzwyczajenia pozostały. I to z nimi trzeba walczyć, nad nimi pracować, a nie nad formami językowymi. Nie lubię skrajności, a feminatywy to dla mnie przejaw skrajnego feminizmu. To do niczego dobrego nie prowadzi.

Dlaczego?

Walczyłyśmy o swoje prawa i je mamy. Chciałyśmy głosować, mieć prawo do edukacji, do pracy, do wyrażania poglądów, ubierania się w zgodzie z własnym gustem i to mamy. Nie chciałabym, żebyśmy w tym dążeniu po więcej przestały być kobietami. Zdarzało mi się usłyszeć, jak mężczyzna mówił do kobiety: chciałaś mieć równe prawa, to teraz wskakuj na drabinę i maluj ściany, skoro taka strasznie silna jesteś, ale też zdarzało mi się widzieć kobiety oburzone tym, że mężczyzna przepuścił je jako pierwsze w drzwiach. Nie wchodźmy w takie skrajności! Sprawiedliwość w pracy, w urzędach itd., równość pod względem praw i obowiązków, prawo do decydowania o sobie, równy dostęp do edukacji tak, ale dajmy sobie prawo być kobietami mającymi w domu mężczyznę. Szukajmy złotego środka, który pozwoli nam czuć się ze sobą cudownie.

Pięknie jest być kobietą i pięknie jest być mężczyzną, pięknie jest być przedsiębiorcą, odnosić sukcesy czy wspólnie wychodzić z porażek. Szanujmy się i bądźmy po prostu dobrzy dla siebie.

Powiedziała Pani, że pięknie być kobietą i nasunęło mi się pytanie o uniformizację kobiet w biznesie. Jeszcze 10-15 lat temu wiele kobiet miało poczucie, że profesjonalnie wyglądają w ciemnych, niemal męskich butach i garniturach. Teraz coraz częściej, choćby patrząc na Panią, widzę, że kobiety w biznesie zaczynają mieć odwagę być kobiece, kolorowe, wchodzą na biznesowe salony w sukienkach.

Ależ miejmy odwagę być kobietami. Nie musimy być męskie. Kpiny ze stroju, z odwagi pokazywania się w takich ubraniach, jakie lubię, przerobiłam na własnej skórze. Zawsze się elegancko ubierałam, ale nigdy zgodnie z szaro-burą konwencją biznesową. Dbałość o wygląd wyniosłam z domu. Moja mama, która absolutnie nie miała żadnego biznesu, ma wrodzoną elegancję, która zapiera dech. Jest jak królewna. No po prostu jest niezwykle szlachetna, piękna! Troskę o to, jak wyglądam, mam więc w genach. Nieważne, czy jest sobota, czy niedziela, nie chodzę w piżamach przez cały dzień. Wstaję i chcę ładnie się uczesać, delikatnie pomalować. Robię to dla siebie, dobrze się wtedy czuję, ba nawet czuję się zdrowsza. Ale ta moja dbałość o wygląd była powodem kpin i umniejszania mi. Wiele osób z mojego otoczenia nie widziało kilku kierunków moich studiów, które skończyłam, ciężkiej pracy, którą wykonałam, żeby stworzyć BetaMed, dziś największą w Polsce firmę zajmującą się długoterminową opieką domową, czy żeby zbudować klinikę, tylko patrzyli na mnie przez pryzmat wyglądu. Wiele razy słyszałam, że jestem kobietą, ba, pielęgniarką, więc za moim sukcesem bez wątpienia stoi mąż lekarz. Starałam się na to nie patrzeć i robić swoje. I robiłam to w eleganckich sukienkach, pastelowych kostiumach, na szpilkach, z pomalowanymi paznokciami i szminką na ustach.

Uważam, że dbając o swój wygląd, wyrażam szacunek do drugiej osoby. Kiedy ktoś do mnie przychodzi, czy to kobieta, czy mężczyzna – na rozmowę, negocjacje, spotkanie, to nie mogę przyjąć go byle jak i w byle czym. Moi pracownicy też są ładnie ubrani. W BetaMed panuje określony dress code. Według mnie to budzi zaufanie. Skoro ktoś dba o siebie, to jest duże prawdopodobieństwo, że zadba też o bliską osobę, którą nam powierza na przykład. Między innymi dlatego pracujące w BetaMed na recepcji dziewczyny mają piękne kostiumy, schludnie upięte włosy. Są naszą wizytówką. I ja występując publicznie, jestem wizytówką swojej firmy. I cieszę się, że np. na konferencjach czy kongresach widzę coraz więcej kobiet, które się nie boją kolorów, sukienek, wysokich obcasów. I uśmiecham się do siebie, bo mam poczucie, że zapoczątkowałam ten trend.

Estetyka dotyczy nie tylko wyglądu w Pani przypadku, ale generalnie potrzeby otaczania się pięknem, pięknego nazywania tego, co wokół Pani.

Owszem. Mam poczucie, że na wielu płaszczyznach wyprzedziłam swoją epokę, także, jeśli chodzi o poczucie estetyki. Tworząc BetaMed, chciałam, żeby moich podopiecznych otaczały piękne przedmioty, kolory, ludzie, zapachy. Nie chciałam, żeby opieka nad seniorami kojarzyła się szaro, buro, ponuro i smutno. Dom starców kojarzył się z czymś tragicznym, więc nazwałam stworzone przez siebie miejsce kliniką Medical Active Care, czyli aktywna opieka. Miałam wizję stworzenia dla seniorów pięknych warunków i to zrobiłam. Dziś dzięki temu otaczają mnie szczęśliwi ludzie. Dla mnie to dowód na to, że warto być wizjonerem w każdej dziedzinie.

Użyła Pani sformułowania dom starców. Wielu z nas, stając przed wyborem: opiekować się seniorem samodzielnie, czy oddać pod opiekę wyspecjalizowanej placówki, mimo że ma świadomość trudności, decyduje się na ów trud. Dlaczego?

Bo kochają swoich bliskich i zawstydza ich, że mogliby się nimi nie opiekować. A ja im tłumaczę, że nie dawać sobie rady, to nie wstyd, a troszczyć się o najbliższych można na różne sposoby. Przypominam im, że mają pracę, obowiązki i nie poświęcą tej mamie czy tacie tak dużo uwagi, jak by chcieli. Że nie powinni robić sobie wyrzutów, bo zostawiają bliskich w możliwie najlepszych rękach. Mówię im, że stworzyłam piękną placówkę, że będziemy się tu dzielić z ich bliskimi miłością, przytulać ich, dbać o nich. I te słowa mają pokrycie w rzeczywistości – osobiście odwiedzam podopiecznych BetaMed, rozmawiam z nimi, daję im uwagę. Robię to naturalnie, prosto z serca, a nie na pokaz. Taką mam potrzebę. To otwiera te dzieci, które powierzają mi swoich rodziców. Wiedzą, że oni trafiają w najlepsze ręce. Ręce pełne miłości.

To Pani, a Pani pracownicy? Dużo mówi się o trudnościach na rynku pracy, o niemożności znalezienia właściwych ludzi w kontekście różnych branż.

Ja dbam o swoich pracowników. Zatrudniam w tej chwili ponad 3300 osób i większość z nich to ludzie, których osobiście rekrutowałam. Najważniejsze jest wg mnie, żeby pracodawca, właściciel stworzył właściwą atmosferę. Jeśli ludzie dobrze się czują w firmie i są odpowiednio wynagradzani, to swoją satysfakcję będą okazywać każdego dnia i każdemu. Oczywiście, że nie mogę być w nieustannym kontakcie ze wszystkimi swoimi pracownikami, co chwilę się z nimi spotykać, rozmawiać, ale jestem uważna i otwarta na problemy, sugestie i potrzeby. Uważam też, że to ja swoją energią powinnam nakręcać ich do działania, dawać im przykład. To ja mam wizję, ja wiem, co chciałabym osiągnąć, ale muszę mieć czujność na to, czy ludzie za mną nadążają.

Miesiąc temu przeszłam do rady nadzorczej w BetaMed. Kiedy moi pracownicy się o tym dowiedzieli, polały się łzy. Oni chcą i lubią ze mną pracować, bo wiedzą, że jestem autentyczna. I to jest wg mnie klucz do wszystkiego – nawet na trudnym rynku autentyczny, uczciwy, uważny pracodawca znajdzie wyjątkowe talenty. Ważne, żeby umiał o nie zadbać i je docenić.

À propos talentów, jest Pani dziekanem wydziału medycznego na Akademii Górnośląskiej. Jak ocenia Pani potencjał młodych ludzi?

Moi studenci to nie tylko dzieciaki po studiach, ale też dorośli ludzie, którzy chcą się przekwalifikować, czy poszerzyć wiedzę. I w jednym i drugim przypadku widzę tak bylejakość, jak i pasję i szczere zaangażowanie. Niedawno widziałam taką grafikę, która pokazywała, że ci, którzy wychowywali się, dorastali i żyli w trudnych czasach, są silni i budują silne państwo, a ci, którzy dorastają, żyją w czasach dobrobytu, rozleniwiają się, słabną i doprowadzają niejednokrotnie gospodarkę do ruiny. I coś w tym jest. Kiedy patrzę na swoich studentów, widzę to wyraźnie – widzę i tych, którzy mają serce, pasję, chcą się rozwijać i tych, którzy są znudzeni, zmanierowani i chcą te studia tylko odbębnić, dostać papier i iść dalej.

Wspomniała Pani wcześniej o tym, że przeszła do rady nadzorczej BetaMed. Ma Pani już w głowie plan sukcesji swoich biznesów, czy zostawia to Pani losowi?

Planuję się powstrzymywać przed otwieraniem kolejnych firm. (śmiech) A tak poważnie, jestem współorganizatorem misji gospodarczych w Dolinie Krzemowej dotyczących sztucznej inteligencji. To mnie bardzo interesuje. Od sztucznej inteligencji nie uciekniemy, dlatego chcę wiedzieć, jak najlepiej ją wykorzystać, by wspierała człowieka. Angażuję się też w działania charytatywne, inspiruję ludzi do działania, pokazuję im drogi, jakimi mogą podążać, żeby coś osiągnąć. Jest tyle rzeczy, które chciałabym zrobić, że potrzebowałybyśmy do tego osobnej rozmowy. (śmiech)

Dziś dużo mówi się o zachowaniu równowagi między życiem osobistym a zawodowym. Patrząc na Pani aktywność, a może nawet nadaktywność, trudno ją dostrzec.

Najnowsze

Nie ma gospodarek bez problemów

Z prof. Grzegorzem Kołodko z Akademii Leona Koźmińskiego, czterokrotnym wicepremierem i ministrem finansów w czterech rządach, rozmawiał prof. Paweł Wojciechowski, Chair of...

Umiejętna i świadoma komunikacja

W szybko zmieniającym się sektorze finansowym każdy kolejny rok przynosi coraz to nowsze wyzwania, które redefiniują rolę lidera. Środowisko...

PERSONALIA

Piotr Żabski w Zarządzie Alior Banku Z początkiem listopada do zarządu Alior Banku dołączył Piotr Żabski i objął stanowisko wiceprezesa kierującego pracami...

Panoramy NIERUCHOMOŚCI

Stabilna jesień u deweloperów Październik był dla deweloperów działających na siedmiu najważniejszych rynkach nieco lepszy od września – wskazuje wstępny odczyt...

Panorama INWESTYCJE

Nowa perspektywa finansowa Polityka spójności – jak co siedem lat – wymaga zmian, ale nie rewolucji – podkreśla Jan Szyszko, wiceminister...