„Chodzi mi o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa”. Ten znany cytat z Juliusza Słowackiego w kontekście obecnego poziomu publicznej debaty nabiera nowego wymiaru ironicznego. Podobnie zresztą, jak sformułowanie „nieparlamentarne wyrażenie” – dla wielu osób z pewnością oznacza ono teraz coś przeciwnego, niż znaczyło dawniej.
Wiele mówi się o promocji naszego kraju, naszej kultury, tradycji i historii. Wciąż narzekamy na stereotypowe i krzywdzące postrzeganie Polski za granicą, jednocześnie zapominając, że na nas – Polaków i Polskę – patrzy się również przez pryzmat języka dyskusji o kluczowych sprawach. Poniekąd sami tworzymy niezbyt zachęcającą wizytówkę – tylko, a może aż poprzez wykorzystywane formy językowe. Być może brakuje popularyzacji poprawnego używania polszczyzny? Bo przecież człowiek zaznajomiony z kulturą języka może nawet wykorzystywać wulgaryzmy w wyjątkowych sytuacjach (co np. wg prof. Miodka może być nawet źródłem zabawy, np. kalambury słowne) i nie być uznawany za wulgarnego. W latach 90. szalenie popularne były audycje wspomnianego już prof. Jana Miodka „Ojczyzna polszczyzna”, w których cierpliwie odpowiadał na pytania telewidzów z zakresu gramatyki, ale też etykiety językowej. Drugim z wielkich autorytetów w tym zakresie był (i jest) profesor Jerzy Bralczyk. Pamiętam, jak rodzinami zasiadaliśmy przed telewizorem i niezależnie od wieku śledziliśmy z zaciekawieniem te wykłady. Teraz z takim zainteresowaniem oglądane są chyba jedynie seriale typu „M jak miłość” czy reality show, jak np. „Top Model”. Oczywiście można stwierdzić, że wówczas nie było zbyt rozbudowanej oferty telewizyjnej. Ale czy na pewno? Może jednak chodzi o brak zainteresowania poszerzaniem wiedzy na temat języka polskiego? Szkoda, bo debata publiczna bardzo by na tym zyskała.Co ciekawe, przy okazji bieżących sporów o język odbywających się protestów, profesor Bralczyk cierpliwie wyjaśniał, że można wyrażać się mocno, dobitnie, nie sięgając przy tym do szerokiego arsenału wulgaryzmów. Co więcej, takie mocne, acz niebanalne punktowanie przeciwnika może przynieść o wiele większy, wręcz powalający efekt w porównaniu z rynsztokowymi obelgami. Mam jednak wrażenie, że jest to głos wołającego na puszczy (notabene ciekawe, ile osób dzisiaj prawidłowo kojarzy genezę tego sformułowania?).
Dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, należy promować szeroko pojętą kulturę języka, a zatem i tych, którzy o taką kulturę apelują. Wydawnictwo BOSZ, znane przede wszystkim z albumów poświęconych polskim artystom, wydaje również prace profesora Bralczyka. Do księgarń trafił niedawno „trójpak”, czyli trzy książki językoznawcy we wspólnym etui: „Jeść!!!” – leksykon słów związanych z jedzeniem, „W drogę”, czyli o słownictwie związanym z podróżowaniem oraz „Do domu” – bogaty świat wyrażeń związanych z domem i jego wyposażeniem. Istna kopalnia wiedzy na temat języka i niezwykle pasjonująca lektura – naprawdę wystarczy jedynie spróbować.
Prace Jerzego Bralczyka to nie tylko prosty słownik, ale prawdziwa podróż przez różne odcienie znaczeń, przez cytaty z mniej i bardziej znanych polskich pisarzy, przez dzieje kształtowania się języka. Etymologia wielu określeń funkcjonujących we współczesnej polszczyźnie bywa naprawdę fascynująca. Jak widać, praca językoznawcy ma wiele wspólnego z pracą archeologa, a nawet detektywa, mozolnie dociekających, co było na początku. Książka jest oczywiście niezłym pomysłem na świąteczny prezent. W przypadku książek profesora Bralczyka warto jednak zrobić prezent sobie samemu. Nie ma takiej osoby, która może się pochwalić, że znakomicie porusza się wśród językowych meandrów. A obecnie, kiedy wyrafinowanie nie jest w modzie, kiedy króluje język internetowy, niezwykle ograniczony – i gramatycznie, i stylistycznie, warto się pokusić o odrobinę dobrze pojętego snobizmu.