Są takie słowa, które w Polsce od wieków brzmią jak zaklęcia: reforma, modernizacja, naprawa państwa. Zmieniliśmy ustroje, granice, konstytucje i flagi, ale nie zmieniliśmy jednego – przeświadczenia, że Rzeczpospolita jest czymś, co można naprawić jak maszynę. Wystarczy dobry majster, garść nowych przepisów i trochę nadziei na dotacje.
Kazimierz Krupa
redaktor naczelny
Rok 2025 przyniósł kolejny rozdział tej epopei. Znowu mówi się o nowym otwarciu, o wielkiej deregulacji, o powrocie zdrowego rozsądku do polityki. Znowu ekonomiści liczą, politycy obiecują, a przedsiębiorcy – ci prawdziwi, nie ci od przetargów – czekają, aż ktoś im wreszcie przestanie przeszkadzać.
Ale czy Rzeczpospolita naprawdę da się naprawić? A może, jak mawiał Bastiat, problem nie leży w zniszczonej maszynie, tylko w tym, że każdy chce ją naprawić młotkiem, który sam sprzedał?
Fabryka złudzeń
Każde pokolenie ma swoich reformatorów. W latach dziewięćdziesiątych wierzyliśmy w Balcerowicza i terapię szokową. W drugiej dekadzie XXI wieku pojawili się nowi apostołowie rynku – Petru, Brzoska, młodzi menedżerowie z duszą libertarian. To oni mieli obudzić w Polakach ducha przedsiębiorczości i zdjąć z pleców ciężar urzędniczego paternalizmu.
Dziś, w roku 2025, tamte ideały wracają – ale w świecie, który sam nie wie, czego chce. Bo oto premier Tusk po raz kolejny mówi o „państwie nowoczesnym i przyjaznym biznesowi”, a w tym samym czasie parlament produkuje regulacje szybciej niż fabryka papieru w Kwidzynie. Minister rozwoju zapowiada „uwolnienie przedsiębiorczości”, po czym powołuje nową agencję, która ma ją „koordynować”.
To właśnie jest Polska w miniaturze – kraj, w którym wolność trzeba nadzorować, a rynek planować.
Rafał Brzoska, ten współczesny kupiec z ducha Bastiata, próbuje budować swoją wizję kapitalizmu na miarę XXI wieku – wolnego, skalowalnego, zrobotyzowanego. Ale gdy stawia paczkomat, przychodzi urzędnik i mówi: „Chwileczkę, tu trzeba pozwolenia środowiskowego, uzgodnienia z konserwatorem, wpisu do rejestru oraz dowodu, że to nie jest przypadkiem obiekt użyteczności publicznej”.
To nie złośliwość – to system. System, który zrodził się z dobrych intencji, jak wszystkie piekła na tym świecie.
Szukasz nowego domu, inwestycji, stylu życia? Z Agentem HMTV to proste! @PatrickNey
O cudownej sile regulacji
Wyobraźmy sobie – mówiłby Bastiat – że państwo postanawia chronić obywatela przed błędami. Wprowadza więc prawo, które zakazuje pomyłek. Każdy, kto się pomyli, musi złożyć korektę w trzech egzemplarzach. Wkrótce powstaje urząd ds. Pomyłek, zatrudniający tysiące urzędników, którzy czuwają, by nikt przypadkiem nie zrobił czegoś spontanicznie.
Nie brzmi to znajomo?
W Polsce każda deregulacja jest regulacją w przebraniu. Zniesienie jednego zezwolenia wymaga powołania nowej komisji. Likwidacja podatku – ustanowienia opłaty kompensacyjnej. Uproszczenie prawa – powołania „zespołu ds. uproszczeń”, który pisze regulamin swojej prostoty.
A mimo to wciąż wierzymy, że tym razem się uda. Że nowy program rządu, nowe „Strategiczne Kierunki Rozwoju” przyniosą przełom.
Ale, jak zauważył Bastiat, istnieje różnica między tym, co widać, a tym, czego nie widać. Widać nowe przepisy, konferencje, raporty, a nie widać tych wszystkich rzeczy, które przez to nie powstały: firm, które nie powstały, miejsc pracy, które nie zaistniały, wynalazków, które nie ujrzały światła dziennego, bo ktoś utknął w urzędzie.
To jest koszt, którego nie ma w budżecie – koszt utraconej wolności.
Utopista i Realista
Utopista – nazwijmy go Petru, choć to równie dobrze mógłby być każdy ekonomista z romantycznym sercem – wierzy, że można zbudować państwo racjonalne. Że można tak ułożyć system, by ludzie przestali działać irracjonalnie. By przedsiębiorcy nie kombinowali, urzędnicy nie komplikowali, a politycy nie obiecywali cudów.
Realista – nazwijmy go Tusk, choć to też mógłby być każdy premier od Bolesława Śmiałego po dziś – wie, że to niemożliwe. I dlatego zamiast zmieniać system, stara się go utrzymać w stanie znośnej patologii.
Między nimi jest społeczeństwo – zmęczone, ironiczne, nieufne. Chce reform, ale tylko takich, które nie wymagają wysiłku. Chce wolności, ale z gwarancją bezpieczeństwa. Chce przedsiębiorczości, ale bez ryzyka.
Utopista mówi: uwolnijmy energię ludzi.
Realista odpowiada: tak, ale najpierw wprowadźmy nadzór nad jej emisją.
Naprawa, czyli sztuka nieprzeszkadzania
Rzeczpospolita AD 2025 nie potrzebuje naprawy. Ona potrzebuje odpoczynku. Potrzebuje, by ktoś wreszcie odłożył ten klucz francuski i przestał kręcić przy śrubkach, które od dawna się nie ruszają.
Bo prawdziwa naprawa to nie kolejne ministerstwo ds. Innowacji, tylko odwaga, by zamknąć połowę istniejących. To nie dotacje na rozwój, lecz prawo, które pozwala rosnąć bez dotacji. To nie programy partnerskie z korporacjami, tylko równe traktowanie małych i dużych.
W Polsce wszystko działa tak, jakby ktoś pomylił przyczynę ze skutkiem. Kiedy coś nie działa, tworzymy nowy urząd. Gdy gospodarka słabnie, wprowadzamy nowy podatek, by ją „ratować”. Gdy ludzie uciekają z kraju, ogłaszamy program „Powrót do Ojczyzny”, finansowany z pieniędzy tych, którzy zostali.
Naprawa, moi drodzy, to nie nowa ustawa. To decyzja, by pewnych ustaw nie pisać.
Emerytury? Zapomnij! Polska WCHODZI W KATASTROFĘ DEMOGRAFICZNĄ!
Duch Bastiata w Warszawie
Gdyby Fryderyk Bastiat przybył dziś do Polski, zapewne uśmiechnąłby się z politowaniem.
Zobaczyłby kraj, który uwielbia mówić o wolności, ale nie ufa obywatelom.
Zobaczyłby rząd, który boi się ludzi, i ludzi, którzy boją się rządu.
Wszedłby do Sejmu, wysłuchał debaty o „społecznej odpowiedzialności rynku” i zapytał:
„A czy rynek jest mniej odpowiedzialny niż parlament?”
Potem poszedłby na wiec wyborczy, gdzie liderzy wszystkich partii przekrzykują się w obietnicach „niższych podatków” i „większej pomocy państwa”, i zapytałby:
„Czy można jednocześnie zabrać mniej i dać więcej?”
A w końcu spotkałby Brzoskę – tego nowego przedsiębiorcę-ikonę, człowieka, który pokazał, że w Polsce da się budować bez dopłat. I pewnie poklepałby go po ramieniu, mówiąc:
„Widzisz, przyjacielu, wolność to nie ideologia. To instrukcja obsługi zdrowego rozsądku”.
O złudzeniu wspólnego dobra
Najgroźniejszym kłamstwem naszych czasów nie jest propaganda, lecz altruizm państwowy. To przekonanie, że ktoś tam na górze wie lepiej, co jest dla nas dobre.
„My, rząd, wiemy, co jest dobre dla przedsiębiorców” – mówią politycy.
„My, urzędnicy, wiemy, jak pomóc młodym” – mówią urzędnicy.
„My, eksperci, wiemy, jak pobudzić innowacyjność” – mówią eksperci.
A obywatel, stojąc w kolejce po zezwolenie, zaczyna się zastanawiać, czy naprawdę jest tak głupi, że potrzebuje aż tylu mądrzejszych od siebie.
Bastiat mawiał, że „państwo to wielka fikcja, dzięki której każdy usiłuje żyć kosztem każdego”. W Polsce 2025 ta fikcja osiągnęła poziom doskonałości – wszyscy żyją kosztem wszystkich, a nikt nie czuje się winny. Bo przecież to dla dobra wspólnego.
Nowy Złoty Wiek – czy tylko nowa iluzja?
Są tacy, którzy wierzą, że Polska stoi u progu nowego Złotego Wieku. Eksport rośnie, firmy się rozwijają, fundusze europejskie płyną szerokim strumieniem. Brzmi to pięknie, dopóki nie zapytamy: czy to jest nasz wzrost, czy cudzy kredyt?
Czy rozwój budowany na dotacjach jest naprawdę rozwojem, czy tylko symulacją ruchu?
Czy wolność gospodarcza mierzona długością formularzy to jeszcze wolność, czy już jej karykatura?
Bastiat powiedziałby: „Spójrz na to, czego nie widać”.
Nie widać tych młodych, którzy chcieli założyć firmę, ale się zniechęcili.
Nie widać tych, którzy z pomysłem w głowie i bagażem w ręku wyjechali do Pragi czy Wilna, bo tam urzędnik odbiera telefon.
Nie widać tych, którzy mogliby coś zmienić, ale nauczyli się, że w Polsce lepiej się nie wychylać.
🔴Polska w psychozie władzy? Palade mówi wprost!
Utopia normalności
I tak, drodzy rodacy, kończy się ten felieton, który być może jest tylko sofizmatem – a może manifestem zdrowego rozsądku.
Nie wzywam do rewolucji, bo Polska nie potrzebuje rewolucji.
Nie wzywam do buntu, bo bunt stał się w tym kraju formą stylu.
Wzywam tylko do jednego: do odwagi, by pozwolić ludziom żyć po swojemu.
Niech państwo przestanie nas naprawiać. Niech rząd zajmie się tym, co naprawdę jego – bezpieczeństwem, prawem, obroną, infrastrukturą. Resztę zostawmy tym, którzy potrafią.
Niech deregulacja nie będzie hasłem, lecz odruchem.
Niech przedsiębiorca nie będzie podejrzanym, lecz sojusznikiem.
Niech polityk przypomni sobie, że jego funkcja to służba, nie kariera.
Bo naprawa Rzeczypospolitej nie zaczyna się w ministerstwach ani w think tankach.
Zaczyna się w momencie, gdy obywatel mówi:
„Dziękuję, nie trzeba mi pomagać – wystarczy, że mi nie przeszkodzicie”.
I to jest właśnie utopia. Ale jak wszystkie wielkie utopie – tylko do momentu, aż ktoś odważy się ją zrealizować.
Warszawa, październik 2025
(w każdym razie niedawno)