Advertisement

Państwo w roli krawca, który tnie, ale nie szyje

Kiedy państwo ogłasza reformę, lud klaszcze. Gdy urzędnik zapowiada nowelizację ustawy, gazety piszą o „kroku w dobrym kierunku”. Gdy minister z powagą staje na tle biało-czerwonych flag i obiecuje „zwiększyć nadzór” lub „ukrócić patologie”, kamera łapie jego profil jak posąg Cezara.

To właśnie widać. Widać akt. Widać zamiar. Widać szlachetne słowa. Nie widać jednak człowieka, który tej nocy siedzi nad wnioskiem o koncesję, bo bez niej nie może sprzedawać pierogów z okienka.

Nie widać młodego programisty, który zrezygnował z pomysłu na własny start-up, bo za dużo było „nie wiadomo” w przepisach.

Nie widać piekarza, który mógłby zatrudnić drugą osobę, ale nie zatrudnia, bo boi się kontroli, którą przysłano tydzień po tym, jak złożył wniosek o dofinansowanie.

Państwo – niczym krawiec, który nie zna się na szyciu – rwie, tnie, upina i pruje, ale nie pozostawia za sobą ubrania. Zostawia strzępy.

Mity regulacji

Mówi się, że regulacje są po to, by chronić obywatela. Kogo dokładnie? Obywatela czy może raczej tego, kto już ma pozycję, znajomości i biuro prawne? Regulacja nie tworzy sprawiedliwości – tworzy przewagę. Gdy wielki gracz może zatrudnić 10 doradców i przejść przez procedury z uśmiechem, mały musi sprzedać samochód, by opłacić wniosek, którego nie rozumie.

To nie jest obrona przed niesprawiedliwością. To monopol legalny. Bastiat pisał, że „państwo to wielka fikcja, dzięki której każdy próbuje żyć kosztem wszystkich innych”. My dodajmy: regulacja to wielki mechanizm pozorów, dzięki któremu można udawać, że się coś robi, nie robiąc niczego.

Biurokracja jako cnota narodowa

Czyż nie jest osobliwym paradoksem, że w kraju, w którym płaci się podatki, by „mieć usługi publiczne”, obywatel musi potem błagać te same instytucje o zgodę, by móc pracować, sprzedawać, handlować? To trochę jakby dać komuś rower, ale potem wymagać od niego pozwolenia na pedałowanie. Biurokracja nie jest już przypadkiem – jest cnotą. Im więcej wniosków, tym większy prestiż urzędu. Im więcej zezwoleń, tym większy budżet. Zamiast przedsiębiorców mamy petentów, a zamiast rynku – labirynt.

Państwo jako wybawiciel – i pasożyt

Wielu uważa, że bez państwowego nadzoru panowałby chaos. A czyż nie jest większym chaosem to, że przedsiębiorca nie wie, czy może postawić ladę 30 cm od drzwi, czy musi mieć 50 cm prześwitu, czy 70 – zależnie od interpretacji przepisów sanitarnych, przeciwpożarowych, budowlanych i unijnych? To nie deregulacja rodzi nieład, lecz nadregulacja rodzi strach. Bo tam, gdzie przepisy są niejasne, władza może wszystko, a obywatel nigdy nie ma pewności. Nie da się stworzyć społeczeństwa odpowiedzialnych ludzi, jeśli tych ludzi traktuje się jak dzieci. Im więcej przepisów, tym mniej myślenia. A tam, gdzie przestaje się myśleć, zaczyna się posłuszeństwo – to śmierć dla innowacji i życia gospodarczego.

Koszt niewidzialny

Gdy polityk obiecuje dopłaty, programy i pakiety pomocowe, ludzie cieszą się jak dzieci na widok czekolady. Skąd ta czekolada pochodzi? Z magazynu, który wcześniej samym dzieciom zabrano. Za każdą złotówką „wsparcia” kryje się dwie złotówki kosztów: jedna dla urzędnika, druga dla systemu. Może i trzecia – stracona przez kogoś, kto zrezygnował z inwestycji, bo nie wiedział, jaka ulga obowiązuje w przyszłym kwartale.

Deregulacja – nie chaos, lecz odwaga

Deregulacja nie jest anarchią. Jest wyrazem zaufania. Państwo mówi obywatelowi: „Wiemy, że potrafisz”. Regulacja mówi: „Nie ufamy ci, więc każemy ci zrobić to tak, jak my uważamy”. Deregulacja oddaje pole tym, którzy widzą okazje. Otwiera przestrzeń dla inicjatywy. Usuwa fałszywe bariery. Nie każe ludziom prosić o zgodę na oddychanie. Czy będą błędy? Owszem. Ale to nie znaczy, że lekarstwem na nie jest urzędowy kaganiec. Czy dziecko nauczy się chodzić, jeśli każemy mu leżeć, by nie upadło?

Epilog: szewc i poseł

Pewnego dnia szewc z małego miasta postanowił otworzyć sklep internetowy. Potrzebował certyfikatu, pozwolenia, wpisu, licencji i audytu. Zrezygnował. W tym samym czasie poseł wygłosił przemówienie o „promowaniu przedsiębiorczości”. To właśnie widać. Ale nie widać butów, których nie uszył, klientów, których nie obsłużył, i pieniędzy, które nie krążyły w gospodarce. Nie widać marzenia, które zamieniło się w papier.

A jednak właśnie to – niewidzialne – jest najważniejsze.

Kazimierz Krupa, czerwiec 2025

Najnowsze

Polski Nobel dla sławy polskiej medycyny

Cudze chwalicie, swego nie znacie – Polska ma również swoją Nagrodę Nobla. No, może tylko na polską skalę, ale...

Nasz drogi gold plating

Pojawił się najnowszy raport konkurencyjności gospodarek na 2025 r. przygotowany przez prestiżową szwajcarską szkołę IMD. To nie jest zwykłe zestawienie....

Gospodarcza układanka

W dzisiejszym świecie, w którym globalizacja i dynamiczne zmiany rynkowe stają się codziennością, gospodarka przypomina skomplikowaną układankę. Każdy element – od...

Czas na dobry dialog

W auli Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie podczas Forum Pracownika i Pracodawcy zorganizowanym w ramach 15. edycji konkursu Pracodawca Godny Zaufania spotkali...

Co widać i czego nie widać

Claude Frédéric Bastiat (ur. 30 czerwca 1801 w Bajonnie, zm. 24 grudnia 1850 w Rzymie) –francuski ekonomista wolnorynkowy, filozof i polityk. Zasłynął z tego, iż krytykował poglądy socjalizmu za pomocą przemawiających do wyobraźni czytelnika prostych przykładów...