Advertisement

Co widać i czego nie widać

Claude Frédéric Bastiat (ur. 30 czerwca 1801 w Bajonnie, zm. 24 grudnia 1850 w Rzymie) –francuski ekonomista wolnorynkowy, filozof i polityk. Zasłynął z tego, iż krytykował poglądy socjalizmu za pomocą przemawiających do wyobraźni czytelnika prostych przykładów (por. metafora zbitej szyby oraz petycja producentów świec). Jest uważany za jednego z prekursorów austriackiej szkoły ekonomii.

W ekonomii każdy czyn, zwyczaj, prawo lub instytucja nie pociąga zwykle jednego a wiele następstw. Z nich jedne są natychmiastowe – te widać, inne pojawiają się stopniowo – tych nie widać. Dobrze, kiedy możemy je przewidzieć. Między złym a dobrym ekonomistą jest tylko jedna różnica: pierwszy dostrzega i bierze pod uwagę skutki widoczne i bezpośrednie, drugi przewiduje również odległe. Ta różnica ma jednak zasadniczy charakter, gdyż prawie zawsze [skutki] bezpośrednie są odmienne od ostatecznych. Dlatego zły ekonomista szuka niewielkiej aktualnej korzyści i przedkłada ją nad wielkie straty w przyszłości, dobry szuka korzyści trwałych, ryzykując nawet przejściowe ofiary. Podobnie jest w innych dziedzinach życia i moralności. Im słodsze pierwsze owoce, tym bardziej gorzkie kolejne. Przykładem – rozpusta, lenistwo, rozrzutność. Człowiek przyciągnięty przez to, co widać, nie nauczywszy się jeszcze sądzić po tym, czego nie widać, oddaje się zgubnym zwyczajom nie tylko przez słabość, lecz także przez wyrachowanie. To tłumaczy tak bolesną ewolucję ludzkości. U jej źródła leży ignorancja. Utwierdza się ona w swym postępowaniu, śledząc pierwsze jego następstwa, jedyne, jakie jest w stanie dostrzec. Dopiero później musi brać pod uwagę inne. Dwaj mistrzowie bardzo odmiennej natury, uczą ją tego: Doświadczenie i Przewidywanie. Doświadczenie działa skutecznie, lecz brutalnie. Uczy o skutkach naszych czynów, dając nam je odczuć – kiedy leżymy na stosie, musimy uwierzyć, że ogień pali. Tego surowego nauczyciela chciałbym, tak dalece jak jest to możliwe, zastąpić łagodniejszym: Przewidywaniem. Dlatego zbadam skutki niektórych ekonomicznych poczynań, przeciwstawiając temu, co widać, to, czego nie widać.

PODATKI

Czy nigdy nie słyszeliście: „Podatki to najlepsze biuro zatrudnienia, to życiodajna rosa. Spójrzcie, ilu rodzinom pozwalają przeżyć, prześledźcie ich wpływ na gospodarkę – jest nieskończony. One dają jej życie”. Aby zwalczać ten pogląd, częściowo powtórzę poprzednie rozumowanie. Wiem dobrze, że argumenty ekonomiczne nie są na tyle zabawne, by ciągle je powtarzać, ale przywołuję na pomoc przysłowie: repetita docent. Płace urzędników i korzyści tych, u których je wydają, widać. Szkód, jakie ponoszą podatnicy i ich potencjalni dostawcy, nie widać, choć powinny być oczywiste dla każdego, kto prócz oczu używa też rozumu. Kiedy urzędnik wydaje 100 sous więcej, oznacza to, że podatnik wydaje 100 sous mniej. Jednak wydatki urzędnika widać, ponieważ się dokonały, podczas gdy wydatków podatników niestety nie widać – nie pozwolono im się dokonać. Porównujecie naród do wysuszonej ziemi i podatki do zbawiennego deszczu. Niech będzie. Ale powinniście zastanowić się, gdzie jest jego źródło i czy to nie podatki właśnie osuszają glebę. Pomyślcie także, czy jest możliwe, aby ziemia otrzymywała dokładnie tyle cennej wilgoci w postaci deszczu, ile traci przez parowanie.

Jest najzupełniej pewne, że kiedy Jakub Poczciwiec [Jacques Bonhomme – postać symbolizująca szarego obywatela i podatnika]  odlicza 100 sous dla poborcy podatków, nie otrzymuje nic w zamian. Kiedy urzędnik, wydając pieniądze, wręcza je Jakubowi, czyni to w zamian za dostarczony towar lub pracę. Rezultatem dla Jakuba jest strata. Prawdą jest, że często – niech będzie najczęściej – urzędnik świadczy Poczciwcowi usługę potrzebną i wartą zapłaty. W tej sytuacji nie ma straty z żadnej strony, jest wymiana. Moja argumentacja nie dotyczy w żadnej mierze usług pożytecznych. Mówię jedynie: jeśli chcecie stworzyć nowe stanowisko, wykażcie jego użyteczność. Wykażcie, że to, co daje podatnikowi, jest warte jego zapłaty. Ale nie przywołujcie jako argumentu zysków, jakie przynosi urzędnikowi, jego rodzinie i otoczeniu, nie mówcie, że tworzy się nowe miejsce pracy. Kiedy Jakub daje pieniądze urzędnikowi za usługę rzeczywiście użyteczną, to jakby dawał szewcowi za parę butów. Lecz gdy zanosi swe pieniądze, nie otrzymując nic lub otrzymując utrudnienia, to tak jakby oddawał złodziejowi. Nic tu nie pomoże gadanie, że wydatki urzędnika przynoszą pożytek gospodarce narodowej – to samo dotyczy wydatków złodzieja, to samo Jakuba, gdyby nie spotkał na swej drodze pasożyta, legalnego lub nie. Zatem nauczmy się sądzić rzeczy nie tylko po tym, co widać, ale też po tym, czego nie widać. W ubiegłym roku byłem członkiem Komisji Finansów. Muszę przyznać, że za rządów Konstytuanty członkowie opozycji nie byli systematycznie usuwani ze wszystkich komisji i w tym zakresie Konstytuanta działała poprawnie. Pan Thiers [Ludwik Adolf Thiers, 1797-1877, historyk i polityk, w 1830 r. jeden z twórców monarchii Ludwika Filipa, dwukrotny premier w okresie jego panowania, pogromca Komuny Paryskiej, prezydent Republiki w latach 1871-73]  mówił: „Spędziłem życie, walcząc z ludźmi z partii legitymistów i klerykałami. Od kiedy zagraża nam wspólne niebezpieczeństwo, od kiedy ich częściej spotykam i poznaję, od kiedy szczerze rozmawiamy, zdałem sobie sprawę, że nie są takimi potworami, jak mi się wydawało”. Zgoda, nieufność i niechęć są wyolbrzymiane i narastają pomiędzy oddzielonymi od siebie grupami, i gdyby rządząca większość pozwoliła członkom opozycji brać udział w komisjach, przekonałaby się, iż ich poglądy nie są tak oddalone, a przede wszystkim, intencje tak przewrotne, jak przypuszcza. Jakkolwiek by było, w roku ubiegłym byłem członkiem Komisji Finansów. Ilekroć ktoś mówił o utrzymaniu wydatków prezydenta, ministrów i ambasadorów, na umiarkowanym poziomie odpowiadano mu: „Dla dobra służby publicznej należy otaczać pewne stanowiska splendorem. To środek dla przyciągnięcia ludzi zasłużonych. Niezliczeni nieszczęśnicy zwracają się do Prezydenta Republiki. Wymuszając, by wszystkim odmawiał pomocy, stawiano Go w bardzo przykrej sytuacji.

Pewna wystawność gabinetów ministerialnych i służby dyplomatycznej jest konieczna dla podtrzymywania prestiżu konstytucyjnego rządu itd”. Choć te argumenty mogą być kontrowersyjne, z pewnością zasługują na poważne rozpatrzenie. Bazują na interesie publicznym, dobrze lub źle pojmowanym
i, jeżeli chodzi o mnie, nie robię z tego problemu, w przeciwieństwie do wielu naszych Katonów wiedzionych przez ducha skąpstwa i zawiści. Ale to, przeciwko czemu buntuje się moja ekonomiczna wiedza, to, co wywołuje rumieniec wstydu za poziom intelektualny naszego kraju, to ten absurdalny, zawsze dobrze przyjmowany banał: „Przepych wysokich urzędników państwa sprzyja rozwojowi sztuki, przemysłu, tworzy nowe miejsca pracy. Wydając przyjęcie i organizując festyny, ministrowie ożywiają wszystkie części społeczeństwa. Ograniczyć ich wydatki to zniszczyć przemysł paryski i, konsekwentnie, gospodarkę narodową”. Łaski, panowie! Szanujcie przynajmniej arytmetykę i nie występujcie przed Zgromadzeniem Narodowym Francji, mówiąc, aby uzyskać Jego aprobatę, że dodawanie od góry do dołu daje inny wynik, niż od dołu do góry. Umawiam się z robotnikiem, że wykopie rów na moim polu. Umawiamy się na 100 sous. W tym momencie przychodzi poborca podatkowy, zabiera moje pieniądze, przekazuje je ministrowi i pan minister dokłada danie do swego obiadu. Na jakiej podstawie ośmielacie się twierdzić, że ten jego wydatek coś dodaje gospodarce. Nie rozumiecie, że to tylko przesunięcie pracy i zaspokojonej potrzeby. Stół ministra lepiej zastawiony, to prawda, ale pole robotnika nadal zabagnione – to też prawda. Zgadzam się, że restaurator paryski zarobił 100 sous, lecz zgódźcie się, że robotnikowi na prowincji 100 sous odebrano. Wszystko, co można powiedzieć to to, że danie ministra i zadowolonego restauratora widać, pozbawionego pracy człowieka i podmokłego pola – nie widać. Mój Boże, jak ciężko w ekonomii dowieść, że dwa i dwa daje cztery. Gdy to się uda, słychać krzyk: „To takie oczywiste, nudzisz nas”. Potem głosowanie. Znowu tak, jakby nic nie zostało powiedziane.

Frederic Bastiat

Pewnie jakiś grudzień 1845 r. (w każdym razie dawno)

Poprzedni artykuł

Najnowsze

Co dalej, Europo?

Unia Europejska wysłuchała przemówienia amerykańskiego prezydenta, które wygłosił podczas swojego styczniowego zaprzysiężenia. Zapowiadał w nim powrót do wydobywania paliw...

Polskie firmy w wyścigu AI

Polskie firmy mają realną szansę tworzyć innowacyjne rozwiązania AI – pod warunkiem że mądrze wykorzystają dostępne już technologie i...

Uprościć procedury

Kazimierz Krupa w programie „Gospodarka! Głupcze”, rozmawia z Jackiem Sochą, byłym przewodniczącym Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, ministrem skarbu,...

ETF-y jako bezpieczna przystań

W obliczu dynamicznych zmian makroekonomicznych i geopolitycznych inwestorzy coraz częściej poszukują narzędzi, które pozwolą nie tylko ochronić kapitał, ale...

Catalyst nie zawiódł od ponad dwóch i pół roku

Już bez mała 11 kwartałów giełdowi emitenci obligacji korporacyjnych nienagannie spłacają swoje zadłużenie. Wyliczany przez Obligacje.pl wskaźnik niespłaconych papierów dłużnych...