O wzroście PKB, względności odczytów i skutkach amerykańskiej wojny handlowej rozmawiają Marek Zuber i Kazimierz Krupa.
Główny Urząd Statystyczny ogłosił, że PKB w 2024 r. wyniósł 3 bln 615 mld. Część komentatorów popadła w ekstazę. Ja tego nie podzielam. Czy tylko ja?
Pamiętajmy o tym, że produkt krajowy brutto podawany jest w wartościach bezwzględnych. Jest tam zatem też uwzględniona inflacja. A tę w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat mieliśmy bardzo wysoką. Wzrost nie jest więc już taki imponujący. Jeśli natomiast weźmiemy pod uwagę realne wartości, czyli uwzględnimy zmiany cen, warto przypomnieć, że korygujemy nie o inflację konsumencką, tylko o deflator PKB, czyli wskaźnik, który pokazuje zmiany wszystkiego, co wlicza się do PKB, to wzrost byłby skromny. W 2008 r. polskie PKB wynosiło 640 mld dol., mimo że PKB w złotych było ponad dwa razy mniejsze niż dzisiaj, czyli oscylowało poniżej 1,5 mld zł. Wtedy to wystarczyło, żebyśmy byli 20. gospodarką świata, dzisiaj w dolarach, to będzie, myślę, jakieś 25 proc. więcej. Jest jeszcze pytanie, jaki kurs dolara wziąć. Ale chodzi mi o to, że 640 mld dol. wtedy to teraz ok. 850-870 mld. Tak naprawdę liczony u nas wzrost jest ponaddwukrotny. To znowu pokazuje, jak statystyka musi być odpowiednio brana pod uwagę. Tak czy owak, jesteśmy mniej więcej 21.-22. gospodarką na świecie na ok. 200 krajów. Tak trzeba na te dane patrzeć.
Teraz popatrzmy na to przez wzrost – 2,9 proc. r/r. Stawiam taką tezę, że przy gospodarce na takim poziomie rozwoju, na jakim jest Polska, 3-procentowy wzrost to jest tak jak zero plus w gospodarkach prawdziwie rozwiniętych.
Nie chcę stawiać twardych tez, bo nie chcę być uznany za kogoś po którejś stronie debaty politycznej, ale chyba nie do końca ta Francja czy Niemcy były kochane przez polityków, którzy rządzili poprzednio. I było to porównywanie: my się rozwijamy w tempie 5,6 proc., a Niemcy tylko 3. W związku z tym my wystrzeliliśmy w kosmos. No nie, my jesteśmy dalej znacznie biedniejsi. Nazywamy to efektem bazy, prawda?
Jak jeszcze uwzględnimy kumulację kapitału, która dokonywała się tam przez wiele lat…
Mamy sukces, jeżeli chodzi o zeszły rok. Ale popatrzmy znowu na prognozy z listopada, grudnia 2023 r. Jesteśmy poniżej średniej prognoz, poniżej założeń budżetowych. Przypomnijmy, już zatwierdzonych przez nową koalicję. Nikt nie zmieniał wzrostu PKB, był zmieniony deficyt. I nie osiągnęliśmy zakładanych parametrów. Nie winię prognostów w Ministerstwie Finansów. Jak wiemy, to nie jest łatwe, no bo to prognozowanie przyszłości. Nie odpaliły Niemcy, czyli eksport był niższy, ale np. kwestia opóźnień środków unijnych. Nie mówię tutaj o tych dwóch latach za czasów PiS-u, tylko o tym, co się stało w zeszłym roku. Ja nikogo nie winię. Chodzi mi o to, że mówiąc o tym, że to taki fantastyczny rok, pamiętajmy, że jednak nie zrealizowaliśmy założeń. I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz: jedynym motorem wzrostu była konsumpcja.
Przejdźmy do przyszłości. Mówiliśmy o prymacie polityki nad ekonomią, która u nas jest ewidentna, ale w USA wygląda na zlanie się polityki z ekonomią. Bo jeżeli np. Amerykanie nie potrafią sobie poradzić z fentanylem napływającym z Kanady, to nałożą na nich 25-procentowe cła. Nie potrafią sobie poradzić z napływem imigrantów z Meksyku, to cła. Co jedno ma wspólnego z drugim?
Zobacz, Trump ma pretensje do Niemców, że sprzedają samochody premium w Stanach Zjednoczonych. Nie ma pretensji do Amerykanów, że je kupują. Podczas kampanii nawet w Polsce miałeś internet zasypany zdjęciami Donalda Trumpa z różnymi osobami i przy różnych samochodach. Ja nie pamiętam tam samochodu amerykańskiego, pamiętam rolls-royce’a, bentleya, mercedesa S klasy…
Mam wrażenie, że wróciliśmy właśnie do XIX w., może początku XX. Tak jakby ci, którzy rządzą światem, rozkręcają tę wojnę handlową, nie widzieli tych konsekwencji, nie znali historii. Czy to jest tylko i wyłącznie PR?
Z Trumpem wiemy jedno… że nic nie wiemy. Nie wiemy, czy to jest zarządzanie chaosem, czy rzeczywista chęć doprowadzenia do autarkii. Nie wierzę w to, bo to jest tak absurdalne, jak ten rozwój kraju tylko przez konsumpcję. Ale USA dzisiaj, gospodarczo, jeśli zaczęłaby się rozkręcać wojna handlowa, są w najlepszej sytuacji. Europa jest w gorszej, choćby dlatego, że Niemcy w dalszym ciągu nie poradziły sobie z wyzwaniem zmiany modelu wzrostu gospodarczego z oparcia się o tanie rosyjskie surowce i współpracę z Chinami, na inny. Ale jaki? Wyzwań jest więcej, ale tak jak powiedziałem, paradoksalnie może właśnie to, że zaczniemy coś robić razem, doprowadzi do tego, że w sumie nie musimy stracić. Jesteśmy z tyłu, jeśli chodzi o technologie, ale to nie znaczy, że nic nie mamy. Może właśnie ktoś wreszcie nie będzie mówił, tylko zacznie działać na rzecz rozwoju technologicznego w Europie.