Z czym młodzi wchodzą w biznes
Z Miłoszem Brzezińskim, doradcą w zakresie efektywności
i społecznego rozumienia zjawisk psychologicznych, wykładowcą w PAN,
rozmawia Beata Tomczyk.
Czy młodzi mają szansę na poważne traktowanie w biznesie?
Na ogół uważa się, że jak ktoś jest młody, to głupi. Ale to oczywiście nieprawda, ponieważ (niestety) mądrość nie wynika z doświadczenia, tylko z refleksji nad doświadczeniem. Niektórzy mają 60 lat i dalej są tępi, bo nie poświęcili swojemu doświadczeniu refleksji.
W ogóle (statystycznie) młode osoby mają więcej pomysłów. Wiąże się to z wieloma rzeczami, między innymi konstrukcją intelektualną. Z wiekiem spada chęć podejmowania ryzyka, a rośnie ochota na święty spokój. Lepiej być może byłoby dorobić się zawczasu, kiedy człowiekowi jeszcze chce się stąpać po kruchym lodzie, bo potem już się odechciewa.
Wg raportu za 2023 roku Fundacji Innovations Hub, ponad połowa młodych Polaków marzy o własnej działalności gospodarczej, a 27 proc. posiada już pomysł na biznes.
W naszym kręgu kulturowym wchodzenie na swoje (i to tak szybko, jak się da) wygląda na bardzo rozsądny pomysł. Młodzi biznesmeni z Ukrainy (z tego, co wiem) dziwili się, że w Polsce tak mało osób w ogóle decyduje się na „pójście na swoje” od razu po zakończeniu edukacji albo jeszcze w jej trakcie, podczas gdy u nich to normalne. Zakładają i ewentualnie na przykład współpracują B2 B. Bo najlepiej współpracować z korporacją jako współpracownik/dostawca usług dla korporacji, a nie jako jej pracownik.
Hindusi powiedzieliby, że najpierw trzeba poprzepalać trochę pomysłów za cudze pieniądze (uczyć się na błędach za pieniądze innych), a potem dopiero robić swoje, czyli około trzydziestki powiedzieć: „fajnie, ale nie będę już tak pracował, nie podoba mi się, kiedy pani czy pan prezes robi tak, czy tak. Jeśli teraz założę firmę, to będzie w tej samej branży, ale tych i tych błędów nie popełnię”. Zresztą, statystyki pokazują, że najczęściej wygrywają pomysły biznesowe nie te, które są pierwsze – a drugie, poprawione. I widzimy, że ani Google nie jest pierwszą wyszukiwarką, ani Xerox nie robi najlepszych fotokopiarek, ani Amazon nie jest pierwszą księgarnią internetową.
Porozmawiajmy o partnerze w biznesie…
Znaleźć kogoś, z kim będzie się dobrze i długo robiło interesy, to jak znaleźć sobie partnera na życie. Znaczy, można w to wierzyć, ale nie ma na co liczyć. Jeśli ktoś jednak ma, to jest to duże szczęście, dlatego że polskie prawo bardzo utrudnia wyjście ze spółki. W związku z tym w razie niepowodzenia sytuacja jest może nawet trudniejsza niż rozwód.
A co zwiastuje kokosy?
Człowiek – odkąd może, powinien trenować bycie dobrym członkiem zespołu, bo to się zawsze przyda. I każdego, kogo zapraszamy do interesu, sprawdzamy, czy też umie takim być: że oczywiście można się czasem poszarogęsić, ale czasami trzeba nam przynieść kawę, bo nas głowa boli. Ale i my też czasami podzielimy się z kimś bułką. Bycie dobrym członkiem zespołu jest bardzo pożądaną umiejętnością na początek. To jak bycie Avengersem. Jeśli ktoś potrafi tworzyć zespoły i robić dobrą atmosferę, właściwie jest niezatapialny na rynku pracy.
Kiedy pojawiają się pierwsze problemy?
W przypadku wielu osób problemy pojawiają się, kiedy spółka zaczyna zarabiać hajs. Bo kiedy są biedni, dzielą się bułką, ale kiedy nagle wpływa sto tysięcy, to przyjaźń się kończy, bo ludzie – mając się podzielić pieniędzmi – zaczynają wypominać sobie zwolnienia lekarskie, kto przyniósł klienta i kto był na ilu spotkaniach.
Jak rozpoznać, które pomysły są lepsze, a które gorsze?
Po pierwsze kreatywność jest w dobrym mariażu z produktywnością, czyli żeby mieć dobre pomysły, lepiej mieć ich wiele. W końcu któryś wypali. I okaże się też, że wszystkie poprzednie potrzebne były być może do tego, żeby się czegoś dowiedzieć lub nawiązać znajomości.
Kolejna sprawa jest taka, że dla każdego mega istotne są prototypy, bo posiadanie pomysłu to rzecz najprostsza, jest tanią sprawą w każdej branży. Ale umieć się zabrać za niego, zorganizować zespół, przeciągnąć przez momenty, w którym „chyba nie damy rady”, potrafić nie zrezygnować, stworzyć prototyp, nad którym trzeba się trochę namęczyć – to jest znaczne zawyżenie średniej krajowej. Oczywiście, że prototyp nie będzie świadczył o tym, żeby pomysł jest dobry (a rysunek techniczny na komputerze to już w ogóle o tym nie świadczy, dlatego że jest najtańszą formą prezentacji, a do tego „papier wszystko zniesie”). Dla przykładu: kiedy pracuje się z firmami architektonicznymi i architekci mówią „chcielibyśmy taką szybę”, a budowniczy mówią, że „żadne szkło tego nie dźwignie”, to słyszą „jak nie dźwignie, jak mamy to na rysunku”. Są to dość częste historie i masa osób, nawet wyedukowanych, popełnia ten błąd. Dlatego, jeżeli ktoś ma prototyp i widać, że wchłonął on trochę potu, krwi i łez, to choć nadal nie wiemy, czy ten pomysł jest dobry, to z pewnością wiemy, że osoba, która go wykonała, potrafi przysiąść i jest odpowiednia do współpracy, ma bowiem wewnętrzną motywację, która ją przez to wszystko przeprowadza.
Co może być motywacją do działania?
Lepiej mieć wewnętrzną motywację. Jeśli ktoś nie ma wewnętrznej motywacji, to niestety, ale nauka nie ma sposobu na to, żeby mu się zachciało. Zawsze – prędzej czy później – człowiek zostanie sam ze sobą i z projektem, który robi. I jak sam nie wie, dlaczego to robi i mu się nie chce, to żadne wynagrodzenia finansowe nie pomoże mu w pracy. Do tego myślenie, czego potrzebuje rynek, to zawsze jazda z patrzeniem we wsteczne lusterko.
A dobro społeczne – dobre jako punkt wyjścia?
Dobro społeczne jest mega dobrym pomysłem na robienie biznesu po pierwsze dlatego, że na ogół naiwnym jest uważać, że coś dobrego wyniknie społecznie, jeśli każdy pomyśli tylko o sobie. Wręcz jest to niemożliwe do osiągnięcia. Przykładowo, zależy mi nie tylko na tym, żeby mnie było dobrze, ale i moim sąsiadom. Bo im lepiej będzie moim sąsiadom, tym statystycznie lepiej będzie i mnie (choć nigdy nic tak nas nie denerwuje, jak to, że sąsiad ma nowego passata). Po drugie – z perspektywy chciwości biznesu – jeżeli firma jest istotnie zaangażowana w dobro społeczne, to pracownicy domagają się mniej podwyżek. Polecam zatem działom finansowym angażowanie się w dobro społeczne, bo ludzie myślą, że skoro firma pomaga ludzkości, to pewnie nie ma pieniędzy na podwyżki dla nich i trzy razy rzadziej po nie chodzą.
Jedna z uczestniczek BMW zrobiła coś wielkiego z nudy…
Ta motywacja artystyczna jest jedną z najlepszych. Człowiek czuje, że musi to zrobić. Podobnie jak w przypadku Davida Bowiego, który powiedział: mnie nie interesuje, czego ludzie słuchają, będą słuchać tego, co mnie się podoba. Co prawda bycie zdecydowanym, a nawet trochę w tym bezczelnym, jest pomysłem nie dla każdego dostępnym, ale jeśli ktoś ma taką smykałkę, powinien na tym poszybować.
Słowem, przepraszamy nudę za złe zdanie o niej!
Nuda jest mega dobrym stanem umysłu. Nie tylko z perspektywy psychologicznej, kiedy to człowiek zastanawia się, czy podoba mu się to, kim jest w życiu. Ale także dlatego, że nuda to moment, kiedy w mózgu zamyka się pralka. I z takiego poziomu eksploracji zaczyna się, jak mówią Amerykanie, poziom szukania innych zestawień danych. Czyli zastanawiam się, jak mogę połączyć kropki, które mam, czy da się je połączyć inaczej. I – znów jak mówią Amerykanie – najlepiej do tego służą poduszka, prysznic, pociąg, bo tam na ogół nie ma zasięgu (w końcu choćby pod prysznicem nie używamy telefonu). Skoro więc gdzieś wreszcie nie ma zasięgu – tam jest miejsce i czas dla mózgu.
Mówimy o generacji Z, która dopiero co wyszła ze szkół. Nauczono ją tam kreatywności?
Sir Ken Robinson twierdził, że człowiek jest kreatywny dopóty, dopóki nie pójdzie do szkoły. Tam jego kreatywność się kończy. Opowiadał o tym, jak do terapeuty trafiła dziewczynka. Przyszła z mamą, która twierdziła, że jej dziecko nie potrafi się skupić. Na marginesie dodam, że Robinson opowiadał o tym dlatego, że system edukacji preferuje pewien konkretny typ osób, takich, które potrafią siedzieć i się długo nie ruszać. Nieważne, czy słuchają, czy nie, to nie ma znaczenia. Ważne, że się nie ruszają. Wracając do historii: matka dziewczynki przyszła do specjalisty po pomoc, leki lub cokolwiek innego, co uspokoiłoby jej dziecko. Terapeuta poprosił kobietę, by wyszła z gabinetu, zostawiwszy go samego z dzieckiem. Potem sam wyszedł i zostawił lekko uchylone drzwi. Na pytanie kobiety, czy jej córka się do czegoś nada, odpowiedział, że tak i poprowadził ją do drzwi. Okazało się, że kiedy zostawił włączone radio w gabinecie – dziewczynka wstała i zaczęła tańczyć. „Widzi pani? Pani córka jest tancerką”. Dał tym samym do zrozumienia, że system edukacji zwalcuje uczennicę do poziomu, kiedy będzie myślała, że jest nikim. Siedzenie spokojnie w jednym miejscu nie dla każdego jest dobrym pomysłem.
Polska szkoła nie lepsza?
Zapomnieliśmy już w Polsce o szczytnej idei edukacji, a była taka. Proces edukacji miał polegać na tym, że każdy uczeń, a potem student, znajduje swoją indywidualność, a potem szuka sposobu, jak wesprzeć nią otoczenie, w którym funkcjonuje. Dzisiaj wygląda on mniej więcej tak: wszyscy mają chodzić na drzewa, nieważne czy są rybami, czy orangutanami.
A do kogo udać się po radę na starcie?
Najczęściej lubimy rozmawiać z ludźmi sukcesu. Kłopot w tym, że ludzie sukcesu często nie wiedzą, czemu odnieśli sukces. Zdarza się, że dlatego, że mają po prostu bogatych starych. Najczęściej też mówią, że ciężką pracą. Gdyby jednak ciężka praca przynosiła pieniądze wszystkim, to na świecie byłoby bardzo wiele bogatych osób, o wiele więcej niż jest.
Czasami warto zapytać osoby, które nie odniosły sukcesu: czego powinienem unikać albo jakiego błędu nie popełniać, co zrobiłeś, że drugi raz byś tak nie zrobił. I lepiej, by odpowiedź nie brzmiała w sposób „nie rób tak, bo to ci się nie uda”. O wiele lepiej powiedzieć „jasne, możesz tak zrobić, ale dodatkowo zrób taki to a taki zapis w umowie, żeby ochronić się przed…”.
Warto liczyć na państwo?
W Polsce trzy czwarte pieniędzy, które krąży po rynku, to pieniądze publiczne. Państwo jest bardzo dobrym kontrahentem. I jest bardzo dobrym miejscem do szukania pieniędzy. Ministerstwo Finansów, Edukacji – one wszystkie mają pieniądze na ciekawe projekty. Więc polecam tego kontrahenta, bo jest niezły i względnie stabilny w tym, co proponuje, a biznes nie jest tak innowacyjny, jakby z daleka wyglądał i jak się reklamuje. Wręcz przeciwnie. Biznes najpierw myśli, żeby nie stracić, a dopiero długo potem, żeby zyskać. Stąd za innowacyjne w firmie uznamy pisanie adresu na kopertach w innym rogu. Dzięki temu księgowa szybciej wyśle listy, a pani Jadzia wygra konkurs na „innowacyjny pomysł roku” w naszej organizacji. Biznes chce mieć zwrot w 3 lata, góra 5. Państwo robi technologie kosmiczne, w sumie nie wiadomo po co. „Ja nie mam na ziemniaki, a państwo robi technologie kosmiczne!”. Itd. Biznes jest chciwy, umówmy się. Państwo – aż tak bardzo nie.
Mówi się, że drzwi do efektywnego świata biznesu otwiera inkluzywność…
Inkluzywność rodzi hajs. W inkluzywności biznesu nie chodzi wyłącznie o moralność.
Otóż wygląda na to, że w zeszłym roku w Polsce brakło milion młodych pracowników. Natomiast nie wszystkie osoby po 50. roku życia są terminalnie chore, leżące w szpitalu pod kroplówką i wystarczyłoby trochę ułatwić im życie, żeby się stały aktywne zawodowo. Naprawdę (i przepraszam za dosadne porównanie, ale szukamy w mediach sensacji) wystarczyłoby dosłownie splunąć w ich stronę, by stały się pełnoprawnymi, produktywnymi członkami społeczeństwa. Wielu z nich już nimi jest, ale została tradycja szukania „młodych zdolnych”, których jest z każdym rokiem coraz mniej. Zmieniając filtry i strategię zatrudniania, nagle okaże się, że do naszej firmy spłynie 500 nowych CV. Nie każdy, kto ma 78 lat, nie nadaje się do pracy i nie chce. Jak ktoś ma 78 lat i chce dalej pracować – znaczy, że wylosował genotyp, że jest dalej względnie zdrowy i pożyje 120, a z 10 może jeszcze całkiem dziarsko pracować. I nie chodzi o to, że zatrudniamy takich, by być dobrym człowiekiem, bo załóżmy, że taka kategoria nie istnieje. Po prostu jest z tego pieniądz. Nagle okaże się, że jest jakiś niespożyty zasób diamentów na rynku pracy, nieoszlifowanych, niewiedzących, ile są warte. Więc nawet z finansowej perspektywy budowanie inkluzywności powoduje, że nagle zaczynamy mieć dostęp do takich złóż złota, do których do tej pory się nie dokopaliśmy, a konkurencja jeszcze ich nie odkryła. W pewnym sensie jesteśmy do tego zmuszeni, bo w tym roku będzie jeszcze mniej młodych osób, które pracują. Demografia w Polsce tyłka nie urywa. W związku z tym wygląda na to, że w tych osobach, do których się nie dociera, bo albo mają niepełnosprawności, albo są np. starsze, jest pieniądz. Realnie. Po prostu. I nawet gdybyśmy tylko w ten sposób musieli opowiadać, jeśli do kogoś dobre serce nie dociera, to już z tego tylko powodu warto.
Gen Z – sukcesy i aspiracje
Generacja Z wyraża zainteresowanie przedsiębiorczością, sprawiedliwością
społeczną i zrównoważonym rozwojem większym niż poprzednie pokolenia.
Martyna Łuszczek, Karolina Kruszewska i duet Marcelina Stasik i Maciej Skorupski wchodzą na rynek pracy, a ich oczekiwania i poglądy z pewnością na nowo zdefiniują
cel biznesu i sposoby mierzenia sukcesu.
Karolina Kruszewska
Jest pomysłodawczynią i współtworzącą „Pose”, zestawu do edukacji seksualnej osób niewidomych, który został uhonorowany w Tajwanie nagrodą „The Bureau of European Design Associations Special Award” (będący jednym z blisko 17 tys. zgłoszeń pochodzących z 867 uczelni reprezentujących 66 krajów na świecie).
Zestaw do edukacji seksualnej to praca magisterska autorki. Został zainspirowany artykułem o potrzebie poszerzenia świadomości seksualnej wśród osób niewidomych i osób z dysfunkcjami wzroku. Został powitany w tym środowisku z wielkim entuzjazmem.
„Pose” składa się z opisów przygotowanych we współpracy z edukatorką seksualną dr Dagną Kocur, audiodeskrypcji oraz figurek, które mają pokazać w prosty sposób, jak wygląda pięć podstawowych pozycji. Z uwagi na główny cel, a mianowicie danie dostępności do wiedzy osobom niewidomym, zdecydowano się na nagrane opisy, które każdy może odsłuchać na portalu YouTube. Drugim było to, aby przedstawić opis wyglądu pozycji. W tym celu zdecydowano się na odczytywanie dotykowe. Figurki są wykonane z filamentu druku 3D, dzięki czemu każdy edukator może z ich pomocą organizować warsztaty. Modele są zaprojektowane pod dotyk, a nie pod wzrok, dlatego wypukłości/wgłębienia zostały powiększone, a niektóre partie, jak stopy czy dłonie – uproszczone. Dzięki temu osoba niewidoma może łatwiej wyobrazić sobie, jak dana pozycja wygląda.
Produkt świetnie sprzedaje się na rynku francuskim. Konserwatywne podejście społeczeństwa polskiego do edukacji seksualnej powoduje opór w sprzedaży na rodzimym rynku (interesuje się nim jedynie kilka fundacji).
Kruszewska wraz z zespołem projektowym tworzy produkty inkluzywne różnego typu, jak prysznic dla osób z niepełnosprawnością ruchową czy sztalugi dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich. Zdobyła główną nagrodę w konkursie Young Design za „Hoshi, twój prywatny kawałek nieba”. Zwyciężyła w konkursie Agrafa Beyond za projekt „WO” (zestaw urządzeń do mycia częściowego).
Pracuje obecnie jako projektant freelancer.
Ur. w 1997 r., pochodzi z Bytomia. Jest absolwentką wzornictwa na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. To projektantka produktu i usług w dziedzinach projektowania inkluzywnego, sensorycznego i zrównoważonego.
Martyna Łuszczek
Jest pomysłodawczynią i współtworzącą Aquacollector – przenośnego urządzenia do zbierania i utylizacji zanieczyszczeń syntetycznych z akwenów, dzięki któremu została laureatką w konkursie E(x)plory 2021.
Łuszczek podkreśla, że prototyp Aquacollectora powstał w czasie pandemii, po zorganizowaniu dzięki internetowi czteroosobowego zespołu (Emilia Cywińska, Oliwia Raniszewska, Krystyna Samson). Inspiracją do jego powstania była wysoka wrażliwość środowiskowa i społeczna autorki oraz… nuda.
Aquacollector w wersji służącej do stosowania na wody stojące jest napędzany energią pochodzącą ze Słońca, czyli za pośrednictwem paneli słonecznych wytwarzających energię. Panele umieszczone są na specjalnej płycie, do której jest umocowany układ filtrujący, będący clue urządzenia, na którym zbierają się mikrocząsteczki tworzyw syntetycznych. Prototyp, czyli wersja świąteczna urządzenia, który „wylądował” w polskich wodach, zbudowany był jednak z puszek po konserwach i moskitiery na owady. Pomysł będzie rozwijany. Docelowo autorka chciałaby, aby tego rodzaju mechanizmy filtrujące były zamontowane w domowych pralkach, ponieważ to właśnie z ubrań najwięcej tworzyw sztucznych przedostaje się do wodociągów. Temat jest tym bardziej istotny, gdyż, niestety, często stawia się na niską jakość ubrań, które oddają do środowiska bardzo dużo włókien. Zaproponowany przez Łuszczek filtr mógłby w znaczny sposób ograniczyć zanieczyszczenie wypływające z domów.
Martyna Łuszczek została wyróżniona przez fundację Perspektywy w rankingu TOP 100 Women in AI 2022. Pełniła funkcję asystenta ministra cyfryzacji. Wcześniej pracowała w Instytucie Badań Edukacyjnych jako pracownik do spraw badań i raportowania. Jest członkinią Rady Dialogu z Młodym Pokoleniem w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w zespole ds. Klimatu i środowiska, konsultantka i badaczką w Instytucie Badań Edukacyjnych, mentorką młodzieży w programie E(x)plory.
ur. w 2004 r., pochodzi z Podkarpacia. Jest studentką Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Naukowiec z duszą społecznika, zafascynowana światem IT oraz ekonomii, wspiera zrównoważony rozwój.
Marcelina Stasik i Maciej Skorupski
Oboje ukończyli profesjonalne szkolenie dla astronautów w międzynarodowej misji analogowej Altair 51. Odbyli staż badawczy w Japonii, dotyczący wytwarzania nanocząstek do przewodzących polimerów termoelektrycznych. Oboje też są odpowiedzialni za projekty naukowe dla kolonizacji Marsa. Są członkami Thermoelectric Research Laboratory przy AGH.
Stanowią duet. Razem, jak twierdzą, mogą więcej, wspierają się i motywują. Synergia talentów czy tego, co tworzą, pozwala im otwierać nowe projekty, współpracować na arenie międzynarodowej i krajowej, tworzyć nowe rzeczy w sferze nauki i dla biznesu.
Oboje są dziś w bardzo ciekawym, newralgicznym momencie, jeśli chodzi o Polskę i rozwój sektora technologii kosmicznych. Niebagatelne znaczenie wyzwaniom nadaje Sławosz Uznański – polski astronauta, który poleci w kosmos najpewniej w sierpniu 2024 roku. W związku z tym, jak i kolejnym ważnym wydarzeniem – Polska zdecydowała się podnieść składkę do ESA – zostały utworzone wielkie szanse dla Polaków, dla polskich firm na tym polu. Stasik i Skorupski czekają na moment, kiedy będą mogli zaprezentować Europejskiej Agencji Kosmicznej swoje pomysły, rozwiązania, patenty. Oboje w tym momencie nadal pozostają w kraju, trudno jednak powiedzieć jak długo jeszcze. Zapewniają, że będą ściśle współpracować z Polską, żeby wspierać krajową gospodarkę w rozwoju, ale też, żeby budować relacje międzynarodowe.
Obecnie Stasik należy do Polskiej Agencji Kosmicznej w radzie studentów przy prezesie POLSA.
Skorupski jest członkiem zespołu FEM Analysis w SENER Aerospace and Defence.
Inżynierowie Marcelina Stasik i Maciej Skorupski, oboje ur. w 1999 r. absolwenci Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.