Advertisement

Musimy być przygotowani na ciągłe zmiany

Z Małgorzatą Rusewicz, prezeską Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami, rozmawia Katarzyna Mazur.

Jak dzisiaj wygląda rynek funduszy inwestycyjnych w Polsce?

Jeśli spojrzymy na rynek najprościej jak to możliwe, przez pryzmat tu i teraz, to można powiedzieć, że jest bardzo dobrze. We wrześniu przekroczyliśmy 300 mld zł, zainwestowanych w funduszach inwestycyjnych. Miesięcznie wpływa do nich około 2 mld zł. Od 2021 roku mamy świetne stopy zwrotu – w niektórych przypadkach ponad 50 proc. Myślę, że nie ma takiej lokaty, która by mogła – oczywiście w stosunku do niektórych funduszy – przynieść takie zyski. Klienci powinni być bardzo zadowoleni.

Natomiast jeżeli spojrzymy trochę szerzej, z perspektywy europejskiej, to widzimy, że polski rynek funduszy inwestycyjnych jest wciąż stosunkowo mały. Jesteśmy 44 razy mniejsi od Niemców, 30 parę razy mniejsi od Francji, nawet od Włoch jesteśmy 5 razy mniejsi. Polski rynek wciąż się kształtuje i wymaga budowania skali. Trzeba jednak uwzględnić, że mamy też zdecydowanie krótsze doświadczenie niż inne kraje, szczególnie jeżeli chodzi o Europę Zachodnią. Na jej tle przez długie lata Polacy borykali się z niskim poziomem zarobków w związku z tym skala naszej aktywności, jeśli chodzi o inwestowanie, nie jest zbyt duża. Ale mamy potencjał i to jest pozytywny aspekt.

Co jest potrzebne, żeby ten rynek rozwijał się szybciej? Co go ogranicza, a co wzmacnia?

Tak jak wspomniałam wcześniej, optymizmem napawa duży poziom oszczędności Polaków i możliwość przekierowania tych środków z niskooprocentowanych lokat i bieżących rachunków w kierunku czy to funduszy inwestycyjnych, czy innych produktów dostępnych na rynku kapitałowym. Ten potencjał niewykorzystanych środków motywuje instytucje finansowe, które na tym rynku funkcjonują, by tworzyć nowe produkty, ciekawsze i atrakcyjniejsze, które miałyby konkurować z ofertą krajów Europy Zachodniej a jednocześnie odpowiadać na potrzeby rynku krajowego. 

Natomiast rzeczywiście mamy też do czynienia z wieloma różnego rodzaju barierami. Zacznę od tych o charakterze społecznym. My po prostu nie mamy kultury oszczędzania i kultury inwestowania, co się wiąże z tym, że nie mamy podstawowej wiedzy ekonomicznej. To bardzo utrudnia rozmowy o rynku kapitałowym na każdym poziomie i z bardzo wieloma osobami. Nie mówię tutaj tylko o osobach o niższym wykształceniu, ale też bardzo często osoby z wykształceniem wyższym mają w tym zakresie minimalną wiedzę. W związku z tym rynek kapitałowy i jego produkty odbierane są jako coś trudnego, skomplikowanego. To jest aspekt, z którym musimy się jako branża zmierzyć i który stanowi duże wyzwanie. Drugie istotne wyzwanie to bariery prawne, które coraz częściej do nas przychodzą z Unii Europejskiej. Dodatkowo te rynki, które są rynkami mniejszymi, jak Polska, które nie są tak świetnie rozwinięte, jak Francja, Niemcy czy Luksemburg i mają mniejszą skalę aktywów, to są rynki z perspektywy biznesu droższe. Nas więcej kosztuje jako branżę utrzymanie całego sektora, w tym funduszy inwestycyjnych. Koszty operacyjne są dla nas po prostu dużo wyższe – sięgają blisko 60 proc. To zdecydowanie ogranicza dynamiczny rozwój.

Wspomniała Pani o tym, że kompetencje inwestycyjne Polaków nie są na najwyższym poziomie. A jak jest z oszczędzaniem?

To ważne, żeby te dwie kwestie rozróżnić. Jeżeli chodzi o oszczędzanie, to możemy sobie powiedzieć, że naprawdę jesteśmy nieźli. Jesteśmy lepsi niż Niemcy, jesteśmy lepsi niż Rumuni. Ponad 58 proc. Polaków twierdzi, że oszczędza, a zaoszczędzone środki lokuje na kontach bieżących. Około 40 proc. naszych nadwyżek finansowych ląduje też na depozytach, czy lokatach bankowych. Inwestujemy też w nieruchomości. Natomiast na inwestycje poprzez fundusze inwestycyjne decyduje się zaledwie 4 proc. Polaków. Trochę więcej, bo około 17 proc. z nas korzysta z różnych produktów na rynku kapitałowym, ale to wciąż jest mała skala, patrząc na finansowy potencjał. Dostrzegamy oczywiście rozwój w obszarze zainteresowania ofertą funduszy inwestycyjnych, ale nie jest on taki dynamiczny, jak w innych krajach europejskich. Optymizmem napawają ostatnie badania, które mówią, że coraz więcej jednak pojawia się osób, które byłyby skłonne do tego, żeby inwestować. Aby ten potencjał rozwinąć, niezbędna jest pomoc np. w postaci wsparcia edukacyjnego ze strony wielu instytucji i organizacji. I to się dzieje. Doradcy finansowi w miejscach sprzedaży także starają się wspierać klientów w wyborze właściwych dla nich produktów. Powstają rozwiązania z wykorzystaniem sztucznej inteligencji, robo advisory, etc. Nie bez znaczenia dla szerzenia wiedzy o funduszach jest też wprowadzenie Pracowniczych Planów Kapitałowych. To jest bardzo duży projekt z bardzo dobrym produktem pozwalającym na długoterminowe oszczędzanie z myślą o emeryturze, który pobudza Polaków do tego, aby się zastanowić, z jakich produktów można by było skorzystać, co te produkty dają, jakie stopy zwrotu mogą przynieść w krótkim i długim okresie, nawet jeżeli kogoś stać na to, żeby odkładać miesięcznie – powiedzmy – 100 zł.

Jeżeli chodzi o długofalowe inwestowanie – nie jest trochę tak, że my chcemy zarabiać szybko, dużo i bezkosztowo, czyli nie korzystając z pomocy ekspertów? Rynek kapitałowy ma pomóc nam spełnić nasz amerykański sen?

Pamiętajmy, że żyjemy w czasach dostępu do internetu, który jest świetnym narzędziem, ale też daje natłok informacji. Z jednej strony znajdziemy w nim rzeczywiście wiedzą ekspercką, ale pojawiają się też informacje bardzo mylące. Trudno z tego gąszczu informacyjnego wybrać to, co jest dla nas przydatne. Dlatego wiele osób w pierwszej kolejności czerpie wiedzę na temat inwestowania i narzędzi inwestycyjnych z internetu, ale w drugiej sięga po wsparcie doradców. Jesteśmy w tym sposobie działania naprawdę bardzo podobni do obywateli innych krajów. Podobnie jak w tym, że niemal każdy przychodzi na rynek kapitałowy z myślą o spełnieniu tego amerykańskiego snu, jak to pani powiedziała, czyli z chęcią szybkiego zarobienia. Ale to się nazywa raczej spekulacja, a nie długoterminowe oszczędzanie czy inwestowanie. Oczywiście na rynku powinno być miejsce dla osób, które chcą w taki sposób inwestować, ale powinny one mieć także świadomość dużego ryzyka, które się z tym wiąże. Wracając do procesów długoterminowych, w Polsce czas trzymania swoich aktywów w funduszach to około 2 lata, za granicą jest to co najmniej 3 lata i dłużej. To istotna różnica. Uważam, że w wydłużaniu tego czasu niezwykle istotną rolę mogą odegrać doradcy inwestycyjni. Mogą nas naprowadzić na to, z jakich produktów, z jakich opcji możemy skorzystać, jak zbudować ten swój tzw. portfel, jak go odpowiednio zdywersyfikować, czyli jakie różne produkty moglibyśmy do niego włożyć, żeby przyniósł w jakimś oczekiwanym przez nas horyzoncie czasowym te cele, które sobie postawiliśmy. Widzimy coraz więcej osób, które z takiej pomocy chcą korzystać, wierzą, że taka współpraca się opłaca. Przed nami jeszcze długa droga do pełnej satysfakcji, ale myślę, że właściwa strategia edukacji ekonomicznej w dłuższym horyzoncie czasowym pomoże nam umacniać rynek kapitałowy.

Jeżeli chodzi o budowanie potencjału rynku kapitałowego – jak zdarzenia takie jak pandemia, wybuchu wojny w Ukrainie, galopująca inflacja, czy sytuacje typowo rynkowe, jak np. upadki dużych banków, wpływają na chęć inwestowania? Czy to powstrzymuje klientów – tak tych indywidualnych, jak i instytucjonalnych?

Inwestorzy instytucjonalni mają świetną wiedzę, to są eksperci. Mają pełną świadomość tego, że takie sytuacje mogą mieć miejsca, że będą miały negatywny wpływ na giełdę, że będziemy mieli do czynienia ze spadkami, ale że zawsze po bessie przychodzi hossa, czyli mamy złe czasy i dobre czasy i trzeba to po prostu przeczekać na spokojnie, nie robić żadnych gwałtownych ruchów. To jest coś, co odróżnia w takich sytuacjach inwestorów instytucjonalnych od inwestorów indywidualnych. Przeciętny Kowalski w momencie, kiedy zaczyna weryfikować stan środków w danym funduszu, i stwierdza, że po takich wydarzeniach, o których Pani wspomniała, nagle traci 30 proc., to niestety wpada w histerię. Boi się tego, co może się jeszcze zdarzyć, boi się większych strat. Co więc robi? Po prostu decyduje się na wycofanie środków realizując w ten sposób stratę. To jest chyba największy błąd, jaki można popełnić w tym momencie. To duża strata dla klienta, ale też dla rynku, ponieważ taki klient często w ogóle na ten rynek nie wraca.

Gdyby miał podstawową wiedzę ekonomiczną, wiedziałby, że takich ruchów nie należy wykonywać.

Natomiast nie tylko te czynniki, które Pani wymieniła, wywołują perturbacje na rynku kapitałowym. On jest generalnie bardzo silnie związany z gospodarką i wszystko, co ma wpływ na nią, wpływa też na rynek, wszystkie pozytywne i negatywne zdarzenia. Trzeba podejmować próby zapobieżenia pewnym sytuacjom. Gdyby nasz kraj miał strategie kryzysowe, gdyby były przygotowane scenariusze na takie sytuacje jak choćby pandemia, to ten rynek trochę inaczej by się wówczas zachował. Dzisiaj musimy myśleć zupełnie inaczej, niż myśleliśmy dziesięć lat temu i brać pod uwagę rzeczy, które nam się dotychczas wydawały zupełnie niemożliwe.

À propos spodziewanie się rzeczy niespodziewanych – czy rzeczywiście jest tak, że pewne scenariusze da się wypracować, szczególnie jeżeli chodzi o rynki finansowe?

Jak najbardziej. My nawet w tym roku na naszą doroczną konferencję branżową – Forum Funduszy Inwestycyjnych przygotowaliśmy specjalnie 5 różnych scenariuszy, jakie mogą się wydarzyć i, które pokazują jak może wyglądać klient funduszy inwestycyjnych za 10 lat. Braliśmy pod uwagę różne czynniki, między innymi symulowaliśmy, że dojdzie do rozpadu strefy euro, że Eurazja będzie dominującym rynkiem na świecie. To są takie rzeczy, które wydają nam się dzisiaj niemożliwe. Unia Europejska się rozpada? Nie wyobrażamy sobie tego. Ale międzynarodowe korporacje już wiele lat temu zaczęły przygotowywać różne scenariusze na różne sytuacje. One biorą pod uwagę różne czynniki makroekonomiczne, społeczne. Z tego wybieranych jest zazwyczaj kilka, które też ewoluują. To jest właśnie charakterystyczne – musimy być przygotowani na ciągłe zmiany i je antycypować. Ci, którzy te scenariusze będą mieli w pewien sposób opracowane – te kierunki, które z nich wychodzą, ryzyka, ale też sposób reagowania na nie, to są te instytucje i te państwa, które będą wygrane.

Pani jest przygotowana na zmiany? Jakim Pani jest menedżerem i jak na przestrzeni lat Pani postrzeganie swojej roli w zespole, w firmie, w instytucji ewoluowało?

Zawsze byłam otwarta i to się nie zmieniło. Gdybym miała wybrać słowo klucz swojej osoby jako menedżera, to byłaby to właśnie otwartość – otwartość w głowie na wszystko, co się dzieje, na wszystkie opinie, z którymi się spotykam. Nie uważam, że to, co ja powiem, czy to, co wymyśliłam, to jest najlepsze, najwłaściwsze i najmądrzejsze. Dzięki swojej otwartości dostrzegam argumenty, których może bym nie zauważała. Jestem otwarta na to, żeby zmienić swoje poglądy albo przebudować argumentację, uwzględniając kontry, które się w dyskusji pojawiają. To jest wielka, moim zdaniem, zaleta dzisiejszego menedżera. I też moja, nieskromnie powiem. Druga rzecz to to, że staram się myśleć strategicznie i z wyprzedzeniem. Jestem przeciwnikiem biernego przyglądania się temu, co się dzieje i reagowania na zjawiska, wypowiedzi, które się pojawiają. Uważam, że trzeba być liderem budowania zmiany i staram się w taki sposób podchodzić do swojej pracy, do Izby. A trzecia rzecz – bardzo nie lubię tego, jak ktoś spoczywa na laurach. Uważam, że jest to ścieżka do zatracenia i do zguby. Bardzo wyraźnie to widać po politykach. W związku z tym staram się mieć jednak pokorę wobec siebie i wobec innych i nie spoczywać, tak jak powiedziałam, na laurach. Nie przyjmuję wszystkiego, co zrobiłam dotychczas, wszystkich sukcesów, jako tych, które budują moją pozycję na przyszłość, bo tak nie jest.

Branża finansowa, a szczególnie ta związana z inwestowaniem, jest wciąż postrzegana jako mocno męska i na tych najwyższych szczeblach obsadzona jednak właśnie mężczyznami. Jak Pani to postrzega? Czy widzi Pani jakąś zmianę i widzi Pani więcej kobiet tak zarządzających, jak i inwestujących?

To rzeczywiście jest specyficzna branża. Czy widzę zmiany? Widzę, natomiast myślę, że one zachodzą bardzo powoli. Zwiększa się liczba kobiet w zarządach, ale to wciąż jest około 20 proc. – plus minus – w zależności od tego, czy spojrzymy na zarządy, czy spojrzymy na rady nadzorcze. Natomiast widzę coraz więcej kobiet, które głośno zaczynają wyrażać swoje potrzeby, jeżeli chodzi o awans, o zmianę ścieżek kariery. Zresztą sami jako Izba jesteśmy współorganizatorem Klubu Kobiet Rynku Finansowego. Sala podczas naszych spotkań zawsze jest pełna, więc ta zmiana się dzieje na naszych oczach. Na pewno pomocne będą w tym aspekcie regulacje unijne, które niestety twardym prawem wprowadzają oczekiwania, jeżeli chodzi o udział kobiet w zarządach i we władzach spółek. Podobnie ma się rzecz, jeżeli chodzi o kobiety inwestujące. Jest ich wciąż mniejsze grono niż inwestorów płci męskiej, ale to też się zmienia. Natomiast to, co warto podkreślić to fakt, że kobiety zupełnie inaczej inwestują. Przede wszystkim zostają na rynku kapitałowym dłużej. Więcej czasu poświęcają na to, żeby poznać jakiś produkt. Są ostrożniejsze w podejmowaniu decyzji, nie wybierają produktów bardziej ryzykownych, a raczej takie mieszane bądź te właśnie przynoszące mniejsze zyski, ale dające większy spokój. I na tym się uczą. Ale to zapewnia im właśnie taki moment transferu, powiedziałabym do tej wiedzy, która pozwala im wyjść bardziej do przodu, zaryzykować za jakiś czas więcej. I też oswoić się z tym, co oferuje rynek. W związku z tym powiedziałabym, że kobiet inwestorek jest mniej, ale są lepszymi klientami.

Jakie plany Izby na najbliższy czas uważa Pani za najbardziej strategiczne? Które Pani traktuje w kategoriach priorytetowych?

Wspomniałam już o tym wcześniej – dla mnie bardzo istotne jest, żebyśmy przestali myśleć w sferze tylko krajowej, a wyszli zdecydowanie dalej, co najmniej do Unii Europejskiej. Chcemy poszerzać współpracę, rozbudowywać nasze kompetencje. To jest kierunek niezbędny dla każdej branży i będziemy go wzmacniać i budować. Przed nami oczywiście zmiany na poziomie krajowym. Dostrzegam olbrzymie zapotrzebowanie na dyskusję o zmianach, chociażby w systemie podatkowym, w systemie ulg dla rynku kapitałowego, weryfikację i porównanie tego, co mamy w Polsce z rozwiązaniami w innych krajach europejskich, bądź też przemyślenie tego przez pryzmat naszej specyfiki. Za niezwykle ważne i kluczowe uważam też wyjście do przodu, do decydentów z rekomendacjami rynku. To może przynieść dla wszystkich wiele dobrego.

Najnowsze

Bogaci młodzi wyjątkowi

Z czym młodzi wchodzą w biznes Z Miłoszem Brzezińskim, doradcą w zakresie efektywnościi społecznego rozumienia zjawisk psychologicznych, wykładowcą w PAN,rozmawia Beata Tomczyk. Czy młodzi mają szansę...

E-MOBILITY

e-mobilityPobierz

FAKTORZY ROKU

Faktorzy_rokuPobierz

Rynek PRS

rynek_PRSPobierz

Deweloper Roku 2023

deweloper_rokuPobierz