Rosną ceny w sklepach, rachunki, raty kredytów. Z tego powodu coraz trudniej dopiąć domowy budżet. Jak zdobyć dodatkowe środki? Zamiast nadgodzin czy łapania dodatkowych zleceń warto pomyśleć o dochodzie pasywnym.
drian jest nauczycielem matematyki i informatyki w jednej ze szkół na Lubelszczyźnie. Mimo że ma już kilkunastoletni staż jego zarobki nie powalają. To około czterech tysięcy złotych „na rękę”. Jeszcze półtora roku temu ktoś mógł powiedzieć, że jak na wschodnią Polskę nie jest źle. – Czasem nawet udawało mi się odłożyć kilka stówek. Ale kiedy inflacja zaczęła rosnąć w galopującym tempie, ledwo udawało mi się spiąć domowy budżet. W sklepie zamiast 150 zł za większe zakupy trzeba zapłacić 300. Rata kredytu hipotecznego w parę miesięcy skoczyła z blisko 900 złotych do prawie 1,8 tys. Do szkoły dojeżdżam niecałe 30 km. Zamiast 300 zł na paliwo zacząłem wydawać 500-600. Zrobiło się naprawdę źle – wspomina Adrian.
Mężczyzna zaczął myśleć, jak dorobić. Mógł wziąć kilka dodatkowych godzin w szkole w sąsiedniej miejscowości. To jednak oznaczałoby kolejne dojazdy i dodatkowe wydatki na paliwo. Trzeba było szukać innej możliwości. Zastanawiał się nad korepetycjami, ale to też oznaczałoby dodatkowe godziny pracy. – Aż pewnego razu wpadłem na mieście na znajomego, który powiedział, że inwestuje w kryptowaluty. Pomyślałem, że to może być coś dla mnie. W końcu mam ścisły umysł. Analiza, tabele, wykresy to coś co przychodzi mi bez problemu. Zainwestowałem część zaskórniaków. Jakieś 10 tysięcy. Nie chciałem ryzykować zbyt wiele – mówi Adrian.
Małgorzatę fascynował rynek nieruchomości, kawalerka okazała się świetną inwestycją
Inną drogą poszła Małgorzata, która pracuje w dużej korporacji medialnej. Ponieważ rodzice kupili jej mieszkanie, nie musiała się martwić spłacaniem kredytu hipotecznego. Małgorzatę jednak od lat fascynował rynek nieruchomości. Kilka lat temu postanowiła zainwestować.
– Ceny nieruchomości nie były jeszcze tak wysokie. Natrafiłam na ogłoszenie o sprzedaży kawalerki w jednej z miejscowości wypoczynkowych w Tatrach. Było do kapitalnego remontu. Ale cena była niezwykle atrakcyjna. Wzięłam pożyczkę z pracy, dobrałam trochę kredytu i kupiłam mieszkanie. Tato zna się na budowlance, zajął się remontem. Wyszło po kosztach – mówi Małgorzata.
Kiedy mieszkanie było gotowe, zaczęła je wynajmować na doby. Zamieściła ogłoszenie w jednym z portali. Jeszcze tego samego dnia miała klientów na cały miesiąc. Tak dużego zainteresowania się nie spodziewała. Telefon był rozgrzany do czerwoności.
– Mieszkania dogląda jedna z pań, która mieszka w tym samym bloku. Daje klucze gościom, zmienia pościel, sprząta. Dzięki temu nie muszę nawet jechać na miejsce. Wpadam raz na dwa-trzy miesiące, na kilka dni, żeby odpocząć. A biznes praktycznie sam się kręci – z dumą opowiada Małgorzata.
Klaudię wszyscy pytali jakie kupić kosmetyki. Postanowiła je sprzedawać
Dwa lata temu Klaudia urodziła syna. To jej pierwsze dziecko. Praca w dużej korporacji telekomunikacyjnej bardzo ją frustrowała. Dlatego z mężem ustalili, że po porodzie już do niej nie wróci. Po roku spędzonym na urlopie macierzyńskim poszła na wychowawczy. Wtedy okazało się, że domowy budżet przestaje się spinać. Razem z mężem usiedli więc i zaczęli się zastanawiać, jak podreperować finanse. Z małym dzieckiem etat nie wchodził w grę.
Klaudia zawsze interesowała się wizażem. Zrobiła nawet kurs profesjonalnego makijażu. Później zaczęła malować sąsiadki, koleżanki, znajome. – Sporo dziewczyn się zgłaszało, żeby je pomalować na wesele, komunię, firmową imprezę. Czasem w weekend miałam trzy-cztery klientki. Ale później przed dwa-trzy tygodnie żadnej. Postawienie wszystkiego na makijaż byłoby ryzykowne. Wtedy przyszła mi do głowy inna myśl. Moje klientki doradzały się często jakie kosmetyki wybrać. Luźno współpracowałam z kilkoma firmami oferującymi naturalne produkty. Pomyślałam, że mogę sama je sprzedawać. I tak się zaczęło – tłumaczy Klaudia.
Założyła sklep internetowy, w którym można było kupić właśnie naturalne produkty. Biznes zaczął się dość szybko kręcić. Ale po paru miesiącach, gdy ruch był coraz większy, pojawił się problem. W ciasnym mieszkaniu na kosmetyki trzeba było przeznaczyć niemal cały pokój. Część Klaudia woziła też do swoich rodziców. – Musiałam poszukać jakiegoś rozwiązania. Zaczęłam szukać magazynu. I wtedy wpadłam na stronę oferującą dropshipping. To był strzał w dziesiątkę – mówi kobieta.
Dropshipping rozwiązuje problemy sprzedawców
Czym jest dropshipping? To sposób sprzedawania produktów, w którym właściciele sklepów internetowych nie muszą się martwić całą logistyką. A ta była czasochłonna. Producent musi przygotować towar, późnej trzeba go przewieźć do magazynu. To wymaga posiadanie sporej powierzchni. Ale to nie wszystko. Po złożeniu zamówienia przez klienta właściciel sklepu musi je skompletować, spakować i wysłać. Nawet to nie kończy całej procedury. Bo klient może przecież towar zwrócić, albo złożyć reklamację. A to rozpoczyna kolejny proces.
W dropshippingu to zewnętrzna firma przejmuje zarządzaniem całą logistyką. – Ten model pozwala sprzedawać produkty bez konieczności posiadania ich we własnym magazynie. Właściciel zarządza sklepem internetowym, a hurtownia wysyła paczki do bezpośrednio do klientów. Nie trzeba inwestować w towar, wynajmować powierzchni do jego przechowywania. Nie trzeba się też martwić, że w przypadku lawinowego wzrostu sprzedaży klienci będą mieli do nas pretensje, że nie wyrabiamy się z realizacją zamówień – mówi Tomasz Niedźwiecki, CEO firmy TakeDrop.pl. To najszybciej rosnąca polska platforma dropshippingowa, na której działa już ponad 7000 sklepów internetowych.
Dochód pasywny. Zarabiać można na różne sposoby
Wszyscy nasi rozmówcy zbudowali różnego rodzaju biznesy, które przynoszą im dochód pasywny. To oznacza, że nie muszą wykonywać systematycznej pracy, a zarabiają. Oczywiście pewien wkład jest potrzebny, bo wynajem mieszkania wymaga wykonania telefonów czy odświeżania ogłoszeń. W przypadku kryptowalut w sieci trzeba śledzić kurs i trendy. A sklep internetowy wymaga obsługi klientów. No, chyba że korzystamy z dropshippingu.
W Polsce osób, które zarabiają w podobny sposób przybywa. Oficjalnych danych nie ma, bo biznesów przynoszących dochód pasywny nie trzeba zawsze rejestrować. A możliwości jest sporo.
Oprócz wspomnianych może to być wynajem powierzchni reklamowej (na samochodzie czy umieszczenie billboardu na swojej działce), wynajem aut (np. lawet, przyczep) czy garażu, oferowanie pożyczek (są do tego specjalne platformy), lokaty, akcje czy inne instrumenty finansowe. Jeśli ktoś jest ekspertem w danej dziedzinie, może zarobić na wydaniu książki czy kursu on-line. A fotografowie na sprzedaży zdjęć do internetowych baz.
Dochód pasywny. Czy to się opłaca?
Czy to się opłaca? Adrian na handlu kryptowalutami zarabia od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych miesięcznie. Jego zaangażowanie jest minimalne. A dodatkowe środki zdecydowanie podreperowały domowy budżet. Udało mu się nawet nadpłacić część kredytu hipotecznego. Małgorzata przed pandemią miała tak duży ruch w swoim mieszkaniu, że szybko spłaciła kredyt i pożyczkę z pracy, a zyski z wynajmu zainwestowała w kolejne mieszkanie, też w górach. I choć pandemia nieco przyhamowała rozwój jej biznesu, to po przetrwaniu lockdownów zaczęła znów sporo zarabiać. Są miesiące, w których zyski z wynajmu przekraczają jej zarobki w korporacji. Małgorzata zastanawia się nad zakupem kolejnego mieszkania.
Natomiast Klaudia dzięki dropshippingowi uwolniła jeden pokój, a zajmowanie się internetowym sklepem zajmuje jej mniej czasu. Może go poświęcić synowi. Mimo tego kosmetyki całkiem nieźle się sprzedają. – Dochód aktywny, konieczność wykonywania sporej pracy zamienił się w dochód pasywny. Płacę nieduży abonament i firma zewnętrzna załatwia większość rzeczy za mnie. A ja zarabiam. To naprawdę przynosi fajny dochód. Znacznie lepszy niż w mojej poprzedniej pracy. Już tam nie wrócę, ale w głowie zaczyna mi kiełkować myśl o innym biznesie, który nie będzie wymagał ode mnie dużego zaangażowania. Dzięki zabezpieczeniu, które sobie zbudowałam, to dziś mam na to czas i środki – zdradza Klaudia.